Siedziałam w kawiarni z Fernando i z zaciekawieniem słuchałam jego opowieści o sobie. Z każdą minutą wydawało mi się, że znam go o wiele lat więcej, niż tylko te parę dni. Tak przyjemnie nam się rozmawiało, ze nie zauważyliśmy nawet, jak pusto było dookoła.
- Za 15 minut zamykamy - oświadczył młody kelner, przybierając firmowy uśmiech i odszedł od nas.
- Musimy się więc zbierać - oświadczył Torres popijając kolejne łyki kawy.
- Tak, zdecydowanie - uśmiechnęłam się i wstałam, poprawiając koszulę i również dopijając ciepły napój. Zauważyłam, że Nando także podnosi się i ubiera swoją bluzę. Uczyniłam to samo - zdjęłam swoją kurtkę z krzesła, zarzucając ją sobie na ramiona. Wyszliśmy z kawiarni i udaliśmy się w stronę powrotną do domu. Przed wejściem do parku przystanęliśmy.
- Nie wracasz sama - stwierdził nagle Fernando wpatrując się przed siebie.
- Ale Sergio będzie się niepokoił - westchnęłam - musiałabym mu powiedzieć, że zostaję u ciebie a wtedy jego reakcja..
- Znam go dłużej, nie będzie zły - uśmiechnął się nikle Fer, po czym odwrócił głowę w moją stronę - boję się, że mogłoby ci się coś stać.
- Równie dobrze ty mógłbyś przyjść do mnie - odwzajemniłam uśmiech.
- Mógłbym, ale wolę, żebyś to ty przyszła do mnie - westchnął - Sergio pewnie męczyłby mnie graniem w Fifę, a mi się nie chce.
- No dobrze - rozejrzałam się - to którędy?
- Tędy - wskazał ręką w stronę, w którą mieliśmy się udać i objął mnie ramieniem. Oparłam na nim głowę i zaciągnęłam się zapachem jego cudownych perfum. Pachniał tak pięknie, tak idealnie... Chyba kupię takie Sergio, żeby mu podkradać i zawsze psikać nimi wszystko w moim pokoju.
- Ładnie pachniesz - wypaliłam po chwili i zaśmiałam się
- Hahaha, dziękuję - również się zaśmiał i spojrzał na mnie. Nawet w mroku widziałam jego dołeczki na policzkach, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca.
- Zadzwonię do Sergio - powiedziałam wyjmując telefon z kieszeni kurtki. Wybrałam jego numer i już po dwóch sygnałach odebrał.
- Halo, Blan, mów co się dzieje, przyjechać po ciebie, wzywać karetkę, jeśli tak to gdzie? - zaczął mówić szybko na jednym tchu.
- Sergio, nie musisz nigdzie przyjeżdżać, już jestem bezpieczna - odparłam, po czym ugryzłam się w język. Dlaczego to powiedziałam...
- Już? Jak to już? Opowiadaj co się stało, natychmiast - prawie że krzyknął do słuchawki Ser.
- Jutro - odparłam - dzisiaj zostaję u Fernando.
- Jak to u Fernando? - zdziwił się brat - zmusił cię?
- Nie, idioto - westchnęłam - gdyby nie on to pewnie łysy facet zaciągałby mnie właśnie do piwnicy, Nando uratował mi życie!
- Podaj mi go do telefonu - powiedział po chwili mój brat. Oddałam więc telefon Fernando i spojrzałam na niego.
- Tak? - zapytał cicho i odchrząknął, bo miał lekką chrypkę.
Widziałam, jak Fernando marszczy czoło i wsłuchuje się dokładnie w to, co właśnie mówi mu mój brat.
- Mam rozumieć, że przyjedziesz ze specjalistami? - roześmiał się Torres i po chwili dodał cicho, prawie że niesłyszalnie (a przynajmniej tak mu się wydawało) - przecież wiesz, że mi na niej zależy i nie mógłbym pozwolić, żeby jej się cokolwiek stało.
Później rozmawiali jeszcze przez kilkanaście minut. Po skończonej rozmowie Fer oddał mi telefon i uśmiechnął się.
- Jak będzie trzeba to oddam ci pieniądze - mrugnął do mnie okiem.
- Nie, nie będzie trzeba - uniosłam kąciki ust w górę, układając je w formie najlepszego uśmiechu na jaki umiałam się zdobyć.
xxx
Stanęliśmy właśnie przed furtką do królestwa Nando. W ogromnego rozmiaru ogr0dzie stał piękny, nowoczesny, biały, piętrowy domek, obok którego był niewielki garaż. Patrzyłam na to wszystko z zapartym tchem. W życiu widziałam już wiele posiadłości, ale ta przebijała wszystkie inne.
- Idziesz? - z chwili zachwytu wyrwał mnie Fer, który stał już na kamiennej ścieżce prowadzącej do domu.
- Tak, pewnie - wypuściłam powietrze z płuc i podeszłam do niego. Kiedy już stałam obok, Torres zamknął furtkę elektryczną guziczkiem na kluczyku i odwrócił się w moją stronę.
- Wejdziemy od drugiej strony, bo te drzwi są popsute - zaśmiał się i chwycił mnie delikatnie za rękę. Spojrzał na mnie i posłał szeroki uśmiech. Odwzajemniłam go i poszłam z nim tam, gdzie mnie prowadził. Od strony drugiej dom wyglądał jeszcze bardziej niesamowicie. Ogromny basen, wiele okien, z których w domu był widok na ogródek. Przystanęłam i podziwiałam, a Fer stał obok nadal trzymając mnie za rękę.
- Jaki cudowny - szepnęłam.
- Wiem - odparł dumnie Fer, uśmiechnął się i puścił moją dłoń - rozgość się a ja przyniosę coś do picia.
- Dobrze - podeszłam do jednego z leżaków, który stał przy basenie. Usiadłam na nim, wyciągnęłam nogi i obserwowałam, jak wschodzi Słońce. Widok był cudowny, bo dom znajdował się na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na miasto i morze. Było tam tak idealnie.
- Już nadchodzę, chwila - krzyknął z domu Fer i zapalił światła.
- Okej - okrzyknęłam i zaśmiałam się widząc, jak Fernando niesie na tacy dwie szklanki i picie różnego rodzaju, prawie po drodze upadając.
- Poczekaj, pomogę ci - wstałam z leżaka, podbiegłam do Nando i z jego tacy zdjęłam kilka butelek różnokoloorowych, owocowych napojów.
- Dziękuję - powiedział i uśmiechnął się.
- Uważaj! - krzyknęłam, ale było już za późno. Fernando wpadł do basenu a ja stałam i śmiałam się z niego tak bardzo, że zaczęły mi lecieć łzy.
- No faktycznie śmieszne - spojrzał na mnie po czym wyszedł z basenu. Podszedł do mnie, podniósł i przerzucił sobie przez ramię, jedną ręką przytrzymując moje plecy.
- Fer, idioto, odstaw mnie, jesteś cały mokry - krzyczałam i uderzałam go pięściami w plecy. Nie poskutkowało.
- O nie - zaśmiał się i zaczął wchodzić ze mną do basenu. Już po chwili rzucił mną w górę a ja zanurkowałam. Przepłynęłam za niego i skoczyłam mu na plecy.
- Jesteś okropny! - krzyknęłam i roześmiałam się głośno, chlapiąc mu wodą w twarz.
- Nie - zrzucił mnie ze swoich pleców i zaśmiał się - ty.
- Pfu - wynurzyłam się z wody i odgarnęłam swoje włosy do tyłu - zacząłeś z nieodpowiednią osobą, mój drogi.
- Haha - zaśmiał się Fer - a co mi zrobisz?
- To - zamachnęłam się i plusnęłam wodą w jego twarz, po czym ponownie zanurkowałam. Trochę mi się znudziło i ubrania się do mnie kleiły, więc postanowiłam wyjść z basenu.. Zaraz za mną wychodził Fer, który koniecznie musiał pochlapać mnie jeszcze po plecach. Odwróciłam się w jego stronę z groźnym spojrzeniem, a on tylko posłał mi buziaka i zaczął się śmiać.
- Zimno mi przez ciebie - powiedziałam, kiedy już siedzieliśmy na leżakach.
- Mi też, tak trochę - uśmiechnął się i wykręcił rogi swojej koszulki z wody - poczekaj, przyniosę coś do okrycia.
Fernando wstał i poszedł do domu, zostawiając za sobą mokre ślady absolutnie wszędzie. Wrócił po kilku minutach z kocem. Usiadł obok, okrył nas kocykiem i objął mnie ramieniem. Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się, szepcząc ciche "dziękuję". Odpowiedział tylko "nie ma za co" i spojrzał na Słońce, które było już coraz wyżej. Oparłam głowę na jego ramieniu i obserwowałam różowo-pomarańczowe niebo. Ta chwila była tak idealna, że najchętniej zatrzymałabym teraz czas. Ale niestety, coś musiało przeszkodzić. Sięgnęłam do kieszeni mojej kurtki, wyjęłam z niej dzwoniący telefon i odebrałam.
- Halo, Blan, mogłabyś... - zaczął niepewnie mój brat.
- Chcesz powiedzieć, że zaraz masz trening i chciałbyś, żebym przyjechała? - zapytałam lekko zawiedziona. W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche "mhm".
- Dobrze więc - kontunuowałam - ale pod warunkiem, że po mnie przyjedziesz.
- Okej siostra, przepraszam, że tak wyszło...
- Dobra, nic się nie stało - zaśmiałam się - napisz jak będziesz pod domem Fer.
Rozłączyłam się, odłożyłam telefon obok mnie i spojrzałam niepewnie w stronę Nando.
- Musisz jechać? - zapytał wyraźnie sasmucony.
- Niestety, Sergio ma trening - westchnęłam.
- No dobrze więc - wstał i podał mi ręce - napijesz się czegoś?
- Jeśli to nie problem... - odpowiedziałam, chwyciłam jego dłonie i podniosłam się z leżaka.
- Pewnie, że nie - uśmiechbął się - w sumie mieliśmy się już napić, ale nasze soki źle skończyły, więc to rekompensata.
- Okej - ruszyłam za nim w stronę kuchni, do której można było wejść bezpośrednio z basenu.
Weszliśmy już do środka. Fernando odwrócił się w moją stronę, podbierając się rękoma o blat i zapytał:
- Czego się panienka napije?
- Czegokolwiek - uśmiechnęłam się. Nando wyjął dwie szklanki z szafki i nalał do nich cytrynowej coli.
- Dziękuję - powiedziałam, sięgając po szklankę, którą podał mi Fer. Nie zdążyłam zrobić dwóch łyków, kiedy mój telefon ponownie zadzwonił. Tym razem był to dźwięk sms'a - od Sergio. Czekał już przed domem Fernando.
- Muszę iść - umyłam po sobie szklankę i wytarłam ręcę w uda - Sergio napisał.
- No dobrze - podszedł bliżej i uśmiechnął się - dziękuję za dzisiaj.
- To ja dziękuję - stanęłam na palcach i pocałowałam go delikatnie w usta, chwyciłam torebkę i pobiegłam do samochodu Sera.
xxx
Dojechaliśmy do domu. Przez całą drogę Sergio chciał mnie przekonać, żebyśmy poszli na policję w sprawie tego, co się stało ale nie chciałam. Nie miałabym odwagi żeby powiedzieć, co się wtedy stało. To było jednorazowe, nie chciałabym do tego wracać. Siedziałam właśnie na kanapie i przyglądałam się, jak Ser szuka w panice kluczyków od samochodu, które schowałam do kieszeni.
- Jesteś pewna, że nigdzie ich nie widziałaś? - zapytał po raz setny, a ja ledwo trzymałam powagę.
- Nie, przykro mi - westchnęłam - ale na pewno gdzieś są!
Śmiesznie wyglądało, jak przystawał na środku pokoju, łapał się za głowę i rozglądał się zakłopotany. W końcu w ostatniej chwili stanęłam przed nim i pomachałam kluczykami przed jego nosem.
- Jeny, Blan, dzięki - zabrał je ode mnie i uściskał mnie - gdzie były?
- Pod kanapą - skłamałam i uśmiechnęłam się - nie ma za co.
Brat wybiegł szybko z domu, chwytając w locie torbę. Zostałam sama na najbliższe 3 godziny. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego musiałam być w domu, kiedy on wychodził... Zgubił swoje klucze do mieszkania. Tak właśnie, po prostu je zgubił. Nie chciałam mu dać mojego kompletu bo bałam się, że stałoby się z nimi to co z jego kluczzami. Więc pogodziłam się z tym, że jesli go nie ma to siedzę w domu dopóki nie wróci. Nie przeszkadza mi to w sumie. Wstałam z kanapy, włączyłam radio i zaczęłam zmywać naczynia. Z muzyką szło mi dwa razy szybciej i przyjemniej się to robiło. Nie myślałam nawet, że zmywanie może być przyjemne... Nie zauważyłam nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Mojego brata nadal nie było w domu, co stawało się odrobinę niepokojące. Na całe szczęście dostałam smsa, że poszedł na jakąś imprezę. Odetchnęłam z ulgą, że nic mu się nie stało i poszłam na górę, do swojego pokoju. Z szafy wyjęłam piżamę i poszłam się wykąpać. Kiedy już byłam czysta, wróciłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się do łóżka i zaczęłam czytać książkę. Zajęło mi to może 2 godziny, aż w końcu zachciało mi się spać. Odłożyłam książkę na stolik, zamknęłam oczy i odwróciłam się w stronę ściany. Z początku usłyszałam jakiś hałas ale byłam przekonana, że to tylko wieczorny wiatr. Kiedy hałasy stały się silniejsze, chciałam sprawdzić, skąd dochodziły. Założyłam kapcie i otworzyłam powoli drzwi mojego pokoju. I wtedy zobaczyłam...
xxx
Od autorki:
No może rozdział nie jest najwyższych lotów, i wiem, że po miesiącu mógłby wyglądać lepiej, ale naprawdę ciężko było mi się zebrać i coś napisać. Miałam problemy z komputerem, jak już napisałam rozdział wszystko mi znikało... Chcę Was przeprosić i obiecać, że następny będzie lepszy!
A teraz możecie domyślać się, kogo zobaczyła Blanca za drzwiami swojego pokoju.
No może rozdział nie jest najwyższych lotów, i wiem, że po miesiącu mógłby wyglądać lepiej, ale naprawdę ciężko było mi się zebrać i coś napisać. Miałam problemy z komputerem, jak już napisałam rozdział wszystko mi znikało... Chcę Was przeprosić i obiecać, że następny będzie lepszy!
A teraz możecie domyślać się, kogo zobaczyła Blanca za drzwiami swojego pokoju.
Pozdrawiam i do następnego. : *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz