sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział trzeci - [...] Nie mógłbym pozwolić, żeby jej się cokolwiek stało.

Siedziałam  w kawiarni z Fernando i z zaciekawieniem słuchałam jego opowieści o  sobie. Z każdą minutą wydawało mi się, że znam go o wiele lat więcej,  niż tylko te parę dni. Tak przyjemnie nam się rozmawiało, ze nie  zauważyliśmy nawet, jak pusto było dookoła. 
- Za 15 minut zamykamy - oświadczył młody kelner, przybierając firmowy uśmiech i odszedł od nas. 
- Musimy się więc zbierać - oświadczył Torres popijając kolejne łyki kawy. 
-  Tak, zdecydowanie - uśmiechnęłam się i wstałam, poprawiając koszulę i  również dopijając ciepły napój. Zauważyłam, że Nando także podnosi się i  ubiera swoją bluzę. Uczyniłam to samo - zdjęłam swoją kurtkę z krzesła,  zarzucając ją sobie na ramiona. Wyszliśmy z kawiarni i udaliśmy się w  stronę powrotną do domu. Przed wejściem do parku przystanęliśmy. 
- Nie wracasz sama - stwierdził nagle Fernando wpatrując się przed siebie.
- Ale Sergio będzie się niepokoił - westchnęłam - musiałabym mu powiedzieć, że zostaję u ciebie a wtedy jego reakcja.. 
-  Znam go dłużej, nie będzie zły - uśmiechnął się nikle Fer, po czym  odwrócił głowę w moją stronę - boję się, że mogłoby ci się coś stać. 
- Równie dobrze ty mógłbyś przyjść do mnie - odwzajemniłam uśmiech.
- Mógłbym, ale wolę, żebyś to ty przyszła do mnie - westchnął - Sergio pewnie męczyłby mnie graniem w Fifę, a mi się nie chce. 
- No dobrze - rozejrzałam się - to którędy?
-  Tędy - wskazał ręką w stronę, w którą mieliśmy się udać i objął mnie  ramieniem. Oparłam na nim głowę i zaciągnęłam się zapachem jego  cudownych perfum. Pachniał tak pięknie, tak idealnie... Chyba kupię  takie Sergio, żeby mu podkradać i zawsze psikać     nimi wszystko w moim  pokoju. 
- Ładnie pachniesz - wypaliłam po chwili i zaśmiałam się
-  Hahaha, dziękuję - również się zaśmiał i spojrzał na mnie. Nawet w  mroku widziałam jego dołeczki na policzkach, które przyprawiały mnie o  szybsze bicie serca. 
- Zadzwonię do Sergio - powiedziałam wyjmując telefon z kieszeni kurtki. Wybrałam jego numer i już po dwóch sygnałach odebrał. 
- Halo, Blan, mów co się dzieje, przyjechać po ciebie, wzywać karetkę, jeśli tak to gdzie? - zaczął mówić szybko na jednym tchu.
-  Sergio, nie musisz nigdzie przyjeżdżać, już jestem bezpieczna -  odparłam, po czym ugryzłam się w język. Dlaczego to powiedziałam...
- Już? Jak to już? Opowiadaj co się stało, natychmiast - prawie że krzyknął do słuchawki Ser.
- Jutro - odparłam - dzisiaj zostaję u Fernando.
- Jak to u Fernando? - zdziwił się brat - zmusił cię? 
- Nie, idioto - westchnęłam - gdyby nie on to pewnie łysy facet zaciągałby mnie właśnie do piwnicy, Nando uratował mi życie! 
- Podaj mi go do telefonu - powiedział po chwili mój brat. Oddałam więc telefon Fernando i spojrzałam na niego.
- Tak? - zapytał cicho i odchrząknął, bo miał lekką chrypkę.
Widziałam, jak Fernando marszczy czoło i wsłuchuje się dokładnie w to, co właśnie mówi mu mój brat. 
-  Mam rozumieć, że przyjedziesz ze specjalistami? - roześmiał się Torres i  po chwili dodał cicho, prawie że niesłyszalnie (a przynajmniej tak mu się wydawało) - przecież wiesz, że mi  na niej zależy i nie mógłbym pozwolić, żeby jej się cokolwiek stało
Później rozmawiali jeszcze przez kilkanaście minut. Po skończonej rozmowie Fer oddał mi telefon i uśmiechnął się. 
- Jak będzie trzeba to oddam ci pieniądze - mrugnął do mnie okiem. 
- Nie, nie będzie trzeba - uniosłam kąciki ust w górę, układając je w formie najlepszego uśmiechu na jaki umiałam się zdobyć. 

xxx

Stanęliśmy  właśnie przed furtką do królestwa Nando. W ogromnego rozmiaru ogr0dzie  stał piękny, nowoczesny, biały, piętrowy domek, obok którego był  niewielki garaż. Patrzyłam na to wszystko z zapartym tchem. W życiu  widziałam już wiele posiadłości, ale ta przebijała wszystkie inne. 
- Idziesz? - z chwili zachwytu wyrwał mnie Fer, który stał już na kamiennej ścieżce prowadzącej do domu. 
-  Tak, pewnie - wypuściłam powietrze z płuc i podeszłam do niego. Kiedy  już stałam obok, Torres zamknął furtkę elektryczną guziczkiem na  kluczyku i odwrócił się w moją stronę.
-  Wejdziemy od drugiej strony, bo te drzwi są popsute - zaśmiał się i  chwycił mnie delikatnie za rękę. Spojrzał na mnie i posłał szeroki  uśmiech. Odwzajemniłam go i poszłam z nim tam, gdzie mnie prowadził. Od  strony drugiej dom wyglądał jeszcze bardziej niesamowicie. Ogromny  basen, wiele okien, z których w domu był widok na ogródek. Przystanęłam i  podziwiałam, a Fer stał obok nadal trzymając mnie za rękę. 
- Jaki cudowny - szepnęłam. 
- Wiem - odparł dumnie Fer, uśmiechnął się i puścił moją dłoń - rozgość się a ja przyniosę coś do picia. 
-  Dobrze - podeszłam do jednego z leżaków, który stał przy basenie.  Usiadłam na nim, wyciągnęłam nogi i obserwowałam, jak wschodzi Słońce.  Widok był cudowny, bo dom znajdował się na wzgórzu, z którego rozciągał  się widok na miasto i morze. Było tam tak idealnie. 
- Już nadchodzę, chwila - krzyknął z domu Fer i zapalił światła. 
-  Okej - okrzyknęłam i zaśmiałam się widząc, jak Fernando niesie na tacy  dwie szklanki i picie różnego rodzaju, prawie po drodze upadając. 
- Poczekaj, pomogę ci - wstałam z leżaka, podbiegłam do Nando i z jego tacy zdjęłam kilka butelek różnokoloorowych, owocowych napojów. 
- Dziękuję - powiedział i uśmiechnął się. 
-  Uważaj! - krzyknęłam, ale było już za późno. Fernando wpadł do basenu a  ja stałam i śmiałam się z niego tak bardzo, że zaczęły mi lecieć łzy. 
-  No faktycznie śmieszne - spojrzał na mnie po czym wyszedł z basenu.  Podszedł do mnie, podniósł i przerzucił sobie przez ramię, jedną ręką  przytrzymując moje plecy. 
- Fer, idioto, odstaw mnie, jesteś cały mokry - krzyczałam i uderzałam go pięściami w plecy. Nie poskutkowało. 
-  O nie - zaśmiał się i zaczął wchodzić ze mną do basenu. Już po chwili  rzucił mną w górę a ja zanurkowałam. Przepłynęłam za niego i skoczyłam  mu na plecy. 
- Jesteś okropny! - krzyknęłam i roześmiałam się głośno, chlapiąc mu wodą w twarz.
-  Nie - zrzucił mnie ze swoich pleców i zaśmiał się - ty. 
- Pfu - wynurzyłam się z wody i odgarnęłam swoje włosy do tyłu - zacząłeś z nieodpowiednią osobą, mój drogi. 
- Haha - zaśmiał się Fer - a co mi zrobisz? 
-  To - zamachnęłam się i plusnęłam wodą w jego twarz, po czym ponownie  zanurkowałam. Trochę mi się znudziło i ubrania się do mnie kleiły, więc postanowiłam wyjść z basenu.. Zaraz za mną wychodził Fer, który koniecznie musiał pochlapać  mnie jeszcze po plecach. Odwróciłam się w jego stronę z groźnym  spojrzeniem, a on tylko posłał mi buziaka i zaczął się śmiać. 
- Zimno mi przez ciebie - powiedziałam, kiedy już siedzieliśmy na leżakach.
- Mi też, tak trochę - uśmiechnął się i wykręcił rogi swojej koszulki z wody - poczekaj, przyniosę coś do okrycia. 
Fernando  wstał i poszedł do domu, zostawiając za sobą mokre ślady absolutnie  wszędzie. Wrócił po kilku minutach z kocem. Usiadł obok, okrył nas  kocykiem i objął mnie ramieniem. Odwróciłam głowę w jego stronę i  uśmiechnęłam się, szepcząc ciche "dziękuję". Odpowiedział tylko "nie ma  za co" i spojrzał na Słońce, które było już coraz wyżej. Oparłam głowę  na jego ramieniu i obserwowałam różowo-pomarańczowe niebo. Ta chwila  była tak idealna, że najchętniej zatrzymałabym teraz czas. Ale niestety,  coś musiało przeszkodzić. Sięgnęłam do kieszeni mojej kurtki, wyjęłam z  niej dzwoniący telefon i odebrałam.
- Halo, Blan, mogłabyś... - zaczął niepewnie mój brat. 
- Chcesz powiedzieć, że zaraz masz trening i chciałbyś, żebym przyjechała? - zapytałam lekko zawiedziona. W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche "mhm".
- Dobrze więc - kontunuowałam - ale pod warunkiem, że po mnie przyjedziesz.
- Okej siostra, przepraszam, że tak wyszło...
- Dobra, nic się nie stało - zaśmiałam się - napisz jak będziesz pod domem Fer. 
Rozłączyłam się, odłożyłam telefon obok mnie i spojrzałam niepewnie w stronę Nando. 
- Musisz jechać? - zapytał wyraźnie sasmucony. 
- Niestety, Sergio ma trening - westchnęłam. 
- No dobrze więc - wstał i podał mi ręce - napijesz się czegoś? 
- Jeśli to nie problem... - odpowiedziałam, chwyciłam jego dłonie i podniosłam się z leżaka.
- Pewnie, że nie - uśmiechbął się - w sumie mieliśmy się już napić, ale nasze soki źle skończyły, więc to rekompensata. 
- Okej - ruszyłam za nim w stronę kuchni, do której można było wejść bezpośrednio z basenu.
Weszliśmy już do środka. Fernando odwrócił się w moją stronę, podbierając się rękoma o blat i zapytał: 
- Czego się panienka napije? 
- Czegokolwiek - uśmiechnęłam się. Nando wyjął dwie szklanki z szafki i nalał do nich cytrynowej coli. 
- Dziękuję - powiedziałam, sięgając po szklankę, którą podał mi Fer. Nie zdążyłam zrobić dwóch łyków, kiedy mój telefon ponownie zadzwonił. Tym razem był to dźwięk sms'a - od Sergio. Czekał już przed domem Fernando. 
- Muszę iść - umyłam po sobie szklankę i wytarłam ręcę w uda - Sergio napisał. 
- No dobrze - podszedł bliżej i uśmiechnął się - dziękuję za dzisiaj.
- To ja dziękuję - stanęłam na palcach i pocałowałam go delikatnie w usta, chwyciłam torebkę i pobiegłam do samochodu Sera. 

xxx

Dojechaliśmy do domu. Przez całą drogę Sergio chciał mnie przekonać, żebyśmy poszli na policję w sprawie tego, co się stało ale nie chciałam. Nie miałabym odwagi żeby powiedzieć, co się  wtedy stało. To było jednorazowe, nie chciałabym do tego wracać. Siedziałam właśnie na kanapie i przyglądałam się, jak Ser szuka w panice kluczyków od samochodu, które schowałam do kieszeni. 
- Jesteś pewna, że nigdzie ich nie widziałaś? - zapytał po raz setny, a ja ledwo trzymałam powagę. 
- Nie, przykro mi - westchnęłam - ale na pewno gdzieś są! 
Śmiesznie wyglądało, jak przystawał na środku pokoju, łapał się za głowę i rozglądał się zakłopotany. W końcu w ostatniej chwili stanęłam przed nim i pomachałam kluczykami przed jego nosem. 
- Jeny, Blan, dzięki - zabrał je ode mnie i uściskał mnie - gdzie były? 
- Pod kanapą - skłamałam i uśmiechnęłam się - nie ma za co.
Brat wybiegł szybko z domu, chwytając w locie torbę. Zostałam sama na najbliższe 3 godziny. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego musiałam być w domu, kiedy on wychodził... Zgubił swoje klucze do mieszkania. Tak właśnie, po prostu je zgubił. Nie chciałam mu dać mojego kompletu bo bałam się, że stałoby się z nimi to co z jego kluczzami. Więc pogodziłam się z tym, że jesli go nie ma to siedzę w domu dopóki nie wróci. Nie przeszkadza mi to w sumie. Wstałam z kanapy, włączyłam radio i zaczęłam zmywać naczynia. Z muzyką szło mi dwa razy szybciej i przyjemniej się to robiło. Nie myślałam nawet, że zmywanie może być przyjemne... Nie zauważyłam nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Mojego brata nadal nie było w domu, co stawało się odrobinę niepokojące. Na całe szczęście dostałam smsa, że poszedł na jakąś imprezę. Odetchnęłam z ulgą, że nic mu się nie stało i poszłam na górę, do swojego pokoju. Z szafy wyjęłam piżamę i poszłam się wykąpać. Kiedy już byłam czysta, wróciłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się do łóżka i zaczęłam czytać książkę. Zajęło mi to może 2 godziny, aż w końcu zachciało mi się spać. Odłożyłam książkę na stolik, zamknęłam oczy i odwróciłam się w stronę ściany. Z początku usłyszałam jakiś hałas ale byłam przekonana, że to tylko wieczorny wiatr. Kiedy hałasy stały się silniejsze, chciałam sprawdzić, skąd dochodziły. Założyłam kapcie i otworzyłam powoli drzwi mojego pokoju. I wtedy zobaczyłam...

xxx

Od autorki:
No może rozdział nie jest najwyższych lotów, i wiem, że po miesiącu mógłby wyglądać lepiej, ale naprawdę ciężko było mi się zebrać i coś napisać. Miałam problemy z komputerem, jak już napisałam rozdział wszystko mi znikało... Chcę Was przeprosić i obiecać, że następny będzie lepszy!
A teraz możecie domyślać się, kogo zobaczyła Blanca za drzwiami swojego pokoju.
Pozdrawiam i do następnego. : * 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz