środa, 4 maja 2016

Koniec.

Witam po straszliwie długiej przerwie od pisania.
Chciałabym przeprosić za to, że nic tu nie dodaję, ale po prostu wena i pomysły na pisanie opowiastek mi się skończyły. Liczę na rozgrzeszenie, jeśli ktokolwiek to czyta.Może jeszcze kiedyś do tego wrócę, ale nie w najbliższym czasie.
Buźka.

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział trzeci - [...] Nie mógłbym pozwolić, żeby jej się cokolwiek stało.

Siedziałam  w kawiarni z Fernando i z zaciekawieniem słuchałam jego opowieści o  sobie. Z każdą minutą wydawało mi się, że znam go o wiele lat więcej,  niż tylko te parę dni. Tak przyjemnie nam się rozmawiało, ze nie  zauważyliśmy nawet, jak pusto było dookoła. 
- Za 15 minut zamykamy - oświadczył młody kelner, przybierając firmowy uśmiech i odszedł od nas. 
- Musimy się więc zbierać - oświadczył Torres popijając kolejne łyki kawy. 
-  Tak, zdecydowanie - uśmiechnęłam się i wstałam, poprawiając koszulę i  również dopijając ciepły napój. Zauważyłam, że Nando także podnosi się i  ubiera swoją bluzę. Uczyniłam to samo - zdjęłam swoją kurtkę z krzesła,  zarzucając ją sobie na ramiona. Wyszliśmy z kawiarni i udaliśmy się w  stronę powrotną do domu. Przed wejściem do parku przystanęliśmy. 
- Nie wracasz sama - stwierdził nagle Fernando wpatrując się przed siebie.
- Ale Sergio będzie się niepokoił - westchnęłam - musiałabym mu powiedzieć, że zostaję u ciebie a wtedy jego reakcja.. 
-  Znam go dłużej, nie będzie zły - uśmiechnął się nikle Fer, po czym  odwrócił głowę w moją stronę - boję się, że mogłoby ci się coś stać. 
- Równie dobrze ty mógłbyś przyjść do mnie - odwzajemniłam uśmiech.
- Mógłbym, ale wolę, żebyś to ty przyszła do mnie - westchnął - Sergio pewnie męczyłby mnie graniem w Fifę, a mi się nie chce. 
- No dobrze - rozejrzałam się - to którędy?
-  Tędy - wskazał ręką w stronę, w którą mieliśmy się udać i objął mnie  ramieniem. Oparłam na nim głowę i zaciągnęłam się zapachem jego  cudownych perfum. Pachniał tak pięknie, tak idealnie... Chyba kupię  takie Sergio, żeby mu podkradać i zawsze psikać     nimi wszystko w moim  pokoju. 
- Ładnie pachniesz - wypaliłam po chwili i zaśmiałam się
-  Hahaha, dziękuję - również się zaśmiał i spojrzał na mnie. Nawet w  mroku widziałam jego dołeczki na policzkach, które przyprawiały mnie o  szybsze bicie serca. 
- Zadzwonię do Sergio - powiedziałam wyjmując telefon z kieszeni kurtki. Wybrałam jego numer i już po dwóch sygnałach odebrał. 
- Halo, Blan, mów co się dzieje, przyjechać po ciebie, wzywać karetkę, jeśli tak to gdzie? - zaczął mówić szybko na jednym tchu.
-  Sergio, nie musisz nigdzie przyjeżdżać, już jestem bezpieczna -  odparłam, po czym ugryzłam się w język. Dlaczego to powiedziałam...
- Już? Jak to już? Opowiadaj co się stało, natychmiast - prawie że krzyknął do słuchawki Ser.
- Jutro - odparłam - dzisiaj zostaję u Fernando.
- Jak to u Fernando? - zdziwił się brat - zmusił cię? 
- Nie, idioto - westchnęłam - gdyby nie on to pewnie łysy facet zaciągałby mnie właśnie do piwnicy, Nando uratował mi życie! 
- Podaj mi go do telefonu - powiedział po chwili mój brat. Oddałam więc telefon Fernando i spojrzałam na niego.
- Tak? - zapytał cicho i odchrząknął, bo miał lekką chrypkę.
Widziałam, jak Fernando marszczy czoło i wsłuchuje się dokładnie w to, co właśnie mówi mu mój brat. 
-  Mam rozumieć, że przyjedziesz ze specjalistami? - roześmiał się Torres i  po chwili dodał cicho, prawie że niesłyszalnie (a przynajmniej tak mu się wydawało) - przecież wiesz, że mi  na niej zależy i nie mógłbym pozwolić, żeby jej się cokolwiek stało
Później rozmawiali jeszcze przez kilkanaście minut. Po skończonej rozmowie Fer oddał mi telefon i uśmiechnął się. 
- Jak będzie trzeba to oddam ci pieniądze - mrugnął do mnie okiem. 
- Nie, nie będzie trzeba - uniosłam kąciki ust w górę, układając je w formie najlepszego uśmiechu na jaki umiałam się zdobyć. 

xxx

Stanęliśmy  właśnie przed furtką do królestwa Nando. W ogromnego rozmiaru ogr0dzie  stał piękny, nowoczesny, biały, piętrowy domek, obok którego był  niewielki garaż. Patrzyłam na to wszystko z zapartym tchem. W życiu  widziałam już wiele posiadłości, ale ta przebijała wszystkie inne. 
- Idziesz? - z chwili zachwytu wyrwał mnie Fer, który stał już na kamiennej ścieżce prowadzącej do domu. 
-  Tak, pewnie - wypuściłam powietrze z płuc i podeszłam do niego. Kiedy  już stałam obok, Torres zamknął furtkę elektryczną guziczkiem na  kluczyku i odwrócił się w moją stronę.
-  Wejdziemy od drugiej strony, bo te drzwi są popsute - zaśmiał się i  chwycił mnie delikatnie za rękę. Spojrzał na mnie i posłał szeroki  uśmiech. Odwzajemniłam go i poszłam z nim tam, gdzie mnie prowadził. Od  strony drugiej dom wyglądał jeszcze bardziej niesamowicie. Ogromny  basen, wiele okien, z których w domu był widok na ogródek. Przystanęłam i  podziwiałam, a Fer stał obok nadal trzymając mnie za rękę. 
- Jaki cudowny - szepnęłam. 
- Wiem - odparł dumnie Fer, uśmiechnął się i puścił moją dłoń - rozgość się a ja przyniosę coś do picia. 
-  Dobrze - podeszłam do jednego z leżaków, który stał przy basenie.  Usiadłam na nim, wyciągnęłam nogi i obserwowałam, jak wschodzi Słońce.  Widok był cudowny, bo dom znajdował się na wzgórzu, z którego rozciągał  się widok na miasto i morze. Było tam tak idealnie. 
- Już nadchodzę, chwila - krzyknął z domu Fer i zapalił światła. 
-  Okej - okrzyknęłam i zaśmiałam się widząc, jak Fernando niesie na tacy  dwie szklanki i picie różnego rodzaju, prawie po drodze upadając. 
- Poczekaj, pomogę ci - wstałam z leżaka, podbiegłam do Nando i z jego tacy zdjęłam kilka butelek różnokoloorowych, owocowych napojów. 
- Dziękuję - powiedział i uśmiechnął się. 
-  Uważaj! - krzyknęłam, ale było już za późno. Fernando wpadł do basenu a  ja stałam i śmiałam się z niego tak bardzo, że zaczęły mi lecieć łzy. 
-  No faktycznie śmieszne - spojrzał na mnie po czym wyszedł z basenu.  Podszedł do mnie, podniósł i przerzucił sobie przez ramię, jedną ręką  przytrzymując moje plecy. 
- Fer, idioto, odstaw mnie, jesteś cały mokry - krzyczałam i uderzałam go pięściami w plecy. Nie poskutkowało. 
-  O nie - zaśmiał się i zaczął wchodzić ze mną do basenu. Już po chwili  rzucił mną w górę a ja zanurkowałam. Przepłynęłam za niego i skoczyłam  mu na plecy. 
- Jesteś okropny! - krzyknęłam i roześmiałam się głośno, chlapiąc mu wodą w twarz.
-  Nie - zrzucił mnie ze swoich pleców i zaśmiał się - ty. 
- Pfu - wynurzyłam się z wody i odgarnęłam swoje włosy do tyłu - zacząłeś z nieodpowiednią osobą, mój drogi. 
- Haha - zaśmiał się Fer - a co mi zrobisz? 
-  To - zamachnęłam się i plusnęłam wodą w jego twarz, po czym ponownie  zanurkowałam. Trochę mi się znudziło i ubrania się do mnie kleiły, więc postanowiłam wyjść z basenu.. Zaraz za mną wychodził Fer, który koniecznie musiał pochlapać  mnie jeszcze po plecach. Odwróciłam się w jego stronę z groźnym  spojrzeniem, a on tylko posłał mi buziaka i zaczął się śmiać. 
- Zimno mi przez ciebie - powiedziałam, kiedy już siedzieliśmy na leżakach.
- Mi też, tak trochę - uśmiechnął się i wykręcił rogi swojej koszulki z wody - poczekaj, przyniosę coś do okrycia. 
Fernando  wstał i poszedł do domu, zostawiając za sobą mokre ślady absolutnie  wszędzie. Wrócił po kilku minutach z kocem. Usiadł obok, okrył nas  kocykiem i objął mnie ramieniem. Odwróciłam głowę w jego stronę i  uśmiechnęłam się, szepcząc ciche "dziękuję". Odpowiedział tylko "nie ma  za co" i spojrzał na Słońce, które było już coraz wyżej. Oparłam głowę  na jego ramieniu i obserwowałam różowo-pomarańczowe niebo. Ta chwila  była tak idealna, że najchętniej zatrzymałabym teraz czas. Ale niestety,  coś musiało przeszkodzić. Sięgnęłam do kieszeni mojej kurtki, wyjęłam z  niej dzwoniący telefon i odebrałam.
- Halo, Blan, mogłabyś... - zaczął niepewnie mój brat. 
- Chcesz powiedzieć, że zaraz masz trening i chciałbyś, żebym przyjechała? - zapytałam lekko zawiedziona. W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche "mhm".
- Dobrze więc - kontunuowałam - ale pod warunkiem, że po mnie przyjedziesz.
- Okej siostra, przepraszam, że tak wyszło...
- Dobra, nic się nie stało - zaśmiałam się - napisz jak będziesz pod domem Fer. 
Rozłączyłam się, odłożyłam telefon obok mnie i spojrzałam niepewnie w stronę Nando. 
- Musisz jechać? - zapytał wyraźnie sasmucony. 
- Niestety, Sergio ma trening - westchnęłam. 
- No dobrze więc - wstał i podał mi ręce - napijesz się czegoś? 
- Jeśli to nie problem... - odpowiedziałam, chwyciłam jego dłonie i podniosłam się z leżaka.
- Pewnie, że nie - uśmiechbął się - w sumie mieliśmy się już napić, ale nasze soki źle skończyły, więc to rekompensata. 
- Okej - ruszyłam za nim w stronę kuchni, do której można było wejść bezpośrednio z basenu.
Weszliśmy już do środka. Fernando odwrócił się w moją stronę, podbierając się rękoma o blat i zapytał: 
- Czego się panienka napije? 
- Czegokolwiek - uśmiechnęłam się. Nando wyjął dwie szklanki z szafki i nalał do nich cytrynowej coli. 
- Dziękuję - powiedziałam, sięgając po szklankę, którą podał mi Fer. Nie zdążyłam zrobić dwóch łyków, kiedy mój telefon ponownie zadzwonił. Tym razem był to dźwięk sms'a - od Sergio. Czekał już przed domem Fernando. 
- Muszę iść - umyłam po sobie szklankę i wytarłam ręcę w uda - Sergio napisał. 
- No dobrze - podszedł bliżej i uśmiechnął się - dziękuję za dzisiaj.
- To ja dziękuję - stanęłam na palcach i pocałowałam go delikatnie w usta, chwyciłam torebkę i pobiegłam do samochodu Sera. 

xxx

Dojechaliśmy do domu. Przez całą drogę Sergio chciał mnie przekonać, żebyśmy poszli na policję w sprawie tego, co się stało ale nie chciałam. Nie miałabym odwagi żeby powiedzieć, co się  wtedy stało. To było jednorazowe, nie chciałabym do tego wracać. Siedziałam właśnie na kanapie i przyglądałam się, jak Ser szuka w panice kluczyków od samochodu, które schowałam do kieszeni. 
- Jesteś pewna, że nigdzie ich nie widziałaś? - zapytał po raz setny, a ja ledwo trzymałam powagę. 
- Nie, przykro mi - westchnęłam - ale na pewno gdzieś są! 
Śmiesznie wyglądało, jak przystawał na środku pokoju, łapał się za głowę i rozglądał się zakłopotany. W końcu w ostatniej chwili stanęłam przed nim i pomachałam kluczykami przed jego nosem. 
- Jeny, Blan, dzięki - zabrał je ode mnie i uściskał mnie - gdzie były? 
- Pod kanapą - skłamałam i uśmiechnęłam się - nie ma za co.
Brat wybiegł szybko z domu, chwytając w locie torbę. Zostałam sama na najbliższe 3 godziny. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego musiałam być w domu, kiedy on wychodził... Zgubił swoje klucze do mieszkania. Tak właśnie, po prostu je zgubił. Nie chciałam mu dać mojego kompletu bo bałam się, że stałoby się z nimi to co z jego kluczzami. Więc pogodziłam się z tym, że jesli go nie ma to siedzę w domu dopóki nie wróci. Nie przeszkadza mi to w sumie. Wstałam z kanapy, włączyłam radio i zaczęłam zmywać naczynia. Z muzyką szło mi dwa razy szybciej i przyjemniej się to robiło. Nie myślałam nawet, że zmywanie może być przyjemne... Nie zauważyłam nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Mojego brata nadal nie było w domu, co stawało się odrobinę niepokojące. Na całe szczęście dostałam smsa, że poszedł na jakąś imprezę. Odetchnęłam z ulgą, że nic mu się nie stało i poszłam na górę, do swojego pokoju. Z szafy wyjęłam piżamę i poszłam się wykąpać. Kiedy już byłam czysta, wróciłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się do łóżka i zaczęłam czytać książkę. Zajęło mi to może 2 godziny, aż w końcu zachciało mi się spać. Odłożyłam książkę na stolik, zamknęłam oczy i odwróciłam się w stronę ściany. Z początku usłyszałam jakiś hałas ale byłam przekonana, że to tylko wieczorny wiatr. Kiedy hałasy stały się silniejsze, chciałam sprawdzić, skąd dochodziły. Założyłam kapcie i otworzyłam powoli drzwi mojego pokoju. I wtedy zobaczyłam...

xxx

Od autorki:
No może rozdział nie jest najwyższych lotów, i wiem, że po miesiącu mógłby wyglądać lepiej, ale naprawdę ciężko było mi się zebrać i coś napisać. Miałam problemy z komputerem, jak już napisałam rozdział wszystko mi znikało... Chcę Was przeprosić i obiecać, że następny będzie lepszy!
A teraz możecie domyślać się, kogo zobaczyła Blanca za drzwiami swojego pokoju.
Pozdrawiam i do następnego. : * 


środa, 31 grudnia 2014

Rozdział drugi - Ups, chyba miałem tego nie mówić.

Po zakończonej wojnie na poduszki werdykt był jednoznaczny - wygrałam ja, bo Sergio się poddał. Przegrany musiał więc posprzątać wszystko, co zostało po poduszkach. Usiadłam na oparciu kanapy i przyglądałam się, jak mój brat pierwszy raz odkąd u niego mieszkam sprząta. Chciałam mu pomóc, ale w sumie porażka to porażka. Kiedy już skończył sprzątać, a wszystkie piórka leżały w woreczku, wstał z podłogi, westchnął i podał mi go.
- Jesteś już zadowolona? - zapytał i spojrzał na mnie, widać było, że się troszkę namęczył. 
- No możemy tak powiedzieć - uśmiechnęłam się - pamiętaj, żeby następnym razem ze mną nie zaczynać, to nie będziesz musiał sprzątać znowu. 
- Jeny, Blan, nawet nie mam takiego zamiaru. 
- No i dobrze - odłożyłam woreczek z piórkami gdzieś na półkę - głodny? 
- No trochę - odpowiedział szybko i poklepał się po brzuchu. 
- To usiądź tu i poczekaj, ja zrobię śniadanie - zaśmiałam się i poszłam do kuchni. Postanowiłam zrobić naleśniki. Chwyciłam więc fartuszek, założyłam go i przewiązałam w pasie, aby nie pobrudzić swoich ubrań. Sięgnęłam do górnej szafki po miskę i z lekkim trudem spowodowanym moim niskim wzrostem, wyjęłam ją. Po wymieszaniu w misce wszystkich produktów i wymieszaniu ich, wylałam ciasto na patelnię i czekałam, aż się zarumienią. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, więc wytarłam ręce w fartuch i poszłam otworzyć. Kiedy pociągnęłam za klamkę, ujrzałam twarz wesołego Torresa. 
- Dzień dobry, kuchareczko - zaśmiał się - jest może Sergio w domu? 
- A no jest, siedzi w salonie, wejdź - skinęłam głową w stronę korytarza. Nando grzecznie ściągnął buty i poszedł do brata, ja natomiast powróciłam do kuchni. Przerzuciłam naleśnika na drugą stronę. Z następnymi ośmioma zrobiłam to samo. Potem do wszystkich powkładałam owoce, a na wierzch dodałam odrobinę bitej śmietany i cukru, mogłoby być tego więcej, ale przecież Sergio musi dbać o formę. Zaniosłam je na stół do salonu, obok położyłam dwa talerze i dwa widelce. 
- Smacznego - powiedziałam, i chciałam wyjść, ae zatrzymał mnie brat.
- A ty nie jesz? - zapytał - przydałoby ci się, jesteś strasznie chuda. 
- Nie, Sergio, nie jestem głodna - odwróciłam się - wy sobie jedzcie, ja idę do siebie. 
Wskoczyłam jeszcze na chwilkę do kuchni, żeby odwiesić fartuszek na swoje miejsce, potem weszłam po schodach do swojego sanktuarium. 

xxx

Od dobrych dwóch godzin robiłam porządki w moim pokoju, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. 
- Mogę wejść? - zapytał Fer. 
- Tak, oczywiście - odpowiedziałam i szybko zgarnęłam nogą brudne ubrania pod łóżko. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Torres, ze wzrokiem spuszczonym w dół.
- Przyszedłem się pożegnać i powiedzieć, że naleśniki były pyszne - uśmiechnął się. 
- Dziękuję, miło mi - odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam w jego stronę dłoń - to cześć.
- Pa - uścisnął moją dłoń, wsuwając w nią kawałek kartki. Kiedy już wyszedł, usiadłam na łóżku i odwinęłam ostrożnie papier. Był tam numer telefonu, uśmieszek i podpis Nando. Uśmiechnęłam się do siebie i szybko udałam się na poszukiwania telefonu. Zbiegałam właśnie po schodach, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam i lecę z tym kimś na podłogę. 
- Blan, uważaj jak chodzisz - powiedział Torres, podnosząc się z ziemi i podał mi rękę. 
- Jejku, przepraszam, tak strasznie mi głupio... - powiedziałam lekko zmieszana.
- No już nie przejmuj się tak - podał mi rękę, którą chwyciłam a on podniósł mnie delikatnie i spojrzał mi w oczy uśmiechając się - nadal żyję, a to jest przecież najważniejsze.
Szybko odwróciłam wzrok żeby uniknąć jego spojrzenia, które tak mnie przytłaczało i przez nie robiłam się czerwona jak buraczek. 
- Dobrze, jeju, ale na prawdę strasznie Cię przepraszam - powiedziałam szybko. 
- No to - zaśmiał się - w ramach rekompensaty idziesz ze mną na kawę, dziś wieczorem, nie możesz mi odmówić.
- Ale... - zaczęłam mówić, lecz Fernando postanowił nie dać mi dokończyć. 
- Żadnego ale. Spotykamy się przed wejściem do parku, numer znasz więc będziesz mogła zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, od ciebie zawsze odbiorę - puścił mi oczko, uśmiechnął się, pocałował delikatnie w policzek i wyszedł. 
Stałam oszołomiona, patrząc na drzwi, uśmiechając się do siebie i delikatnie dotykając miejsca, w którym Nando złożył swój pocałunek. Wtedy pojawił się Sergio.
- Coś się stało? Słyszałem straszny huk.
- Nie, Ser, nic się nie stało - spojrzałam na niego - widziałeś może mój telefon?
- Tak, leży w kuchni na blacie. 
- Dziękuję, jesteś wielki - klasnęłam w dłonie i szybko poszłam do kuchni. Spojrzałam na blat - leżał tam. Tak strasznie mi ulżyło. Chwyciłam swój telefon i przytuliłam go. Wszystko to widział mój brat, który stał w wejściu do kuchni i śmiał się ze mnie. 
- Skąd taka nagła miłość do telefonu? - zapytał - jeszcze niedawno uważałaś, że jest cegłą i chciałaś nim ciskać w ścianę. 
- No ale, mój drogi, zmieniłam zdanie. Jednak go uwielbiam - uśmiechnęłam się i pobiegłam do góry. Szybko wystukałam numer Torresa i napisałam mu wiadomość.
"O której przed parkiem? :) /Blan", 
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, już po chwili cały mój pokój wypełnił dźwięk sms'a, 
"Wiedziałem, że napiszesz. :) O 20:00 pasuje?" 
Pomyślałam chwilę, czy aby na pewno chcę iść sama, kiedy jest ciemno, bo strasznie ciemności nie lubię.  Ale w końcu po jakichś 10 minutach włączyłam pole do pisania nowej wiadomości. 
"Czemu nie. To jesteśmy umówieni? :)" 
I znowu, nie minęło kilka sekund a odpowiedź już przyszła. 
"Tak, nie spóźnij się. :)" 
"Nie mam zamiaru." - odpisałam i opadłam na łóżko z uśmiechem na twarzy. Przekręciłam głowę o 30 stopni aby móc spojrzeć na zegarek. Była dopiero 13, więc do wyjścia miałam jeszcze sporo czasu. Poszłam więc na dół i postanowiłam się trochę przed spotkaniem zrelaksować. Usiadłam na fotelu i odpaliłam Fifę, co nie umknęło uwadze Sergio. 
- Gram z tobą! - rzucił się po pada i usiadł naprzeciwko mnie. Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego. 
- Zmiażdżę cię - zaśmiałam się i jako iż byłam graczem numer jeden, wybrałam Real. 
- Ale to niesprawiedliwe, ja chciałem grać Realem. 
- No ale nie zagrasz - uniosłam dumnie głowę. 
- Pff - furknął mój brat - to ja zagram Barceloną, rozegramy sobie Gran Derbi.
- Dobra - uśmiechnęłam się - tylko pamiętaj, co wiąże się z tym, jak polegniesz. 
- No to jako iż jestem bardziej doświadczony dam ci fory i wygrasz. 
- Nie, grasz uczciwie jak zawsze z Fer albo rozsypię pióra i każe ci je sprzątaj jeszcze raz. 
- Dobrze, ale proszę, nie każ mi tego robić od początku - jęknął Sergio - to było okropne. 
Przytaknęłam głową i włączyłam nowy mecz. W pierwszej połowie ja wygrywałam dwoma bramkami, Ser miał jedną. W drugiej połowie dorzuciłam jeszcze trzy bramki i tym sposobem wygrałam. Potem rozegraliśmy jeszcze 8 takich meczów, z czego pięć wygrałam ja. Odłożyłam kontroler i spojrzałam na zegarek - 17. 
- Kończymy na dziś - uśmiechnęłam się - muszę się przygotować do wyjścia.
- Uuu, a z kim wychodzisz? - zapytał mnie brat. Ups, nie przewidziałam tego. Skłamać, czy może powiedzieć prawdę? Prędzej czy później i tak by się dowiedział, a ja nie lubię kłamać. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego. 
- Z Fernando.
Sergio wybałuszył oczy i poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się przy tym dziwnie. 
- I co macie zamiar robić? 
- Jesteś okropny, obiecaj mi, że będziesz grzeczny jak pójdę - szybko zmieniłam temat na inny.
- Dobrze, a ty obiecaj, że będziesz na siebie uważać.
- Obiecuję, Czubku- zaśmiałam się i poszłam na górę do swojego pokoju.
Miałam tak mało czasu na przygotowanie się do wyjścia... Umyłam się więc,  uczesałam włosy w wysoki kucyk i umalowałam się delikatnie. Potem nadszedł czas na najgorszą i najdłużej wykonywaną przeze mnie czynność - dobór ubrań. Stałam przed lusterkiem, przykładając do siebie kolejne wieszaki z ubraniami. 
- Nie - powiedziałam do siebie odrzucając kolejną bluzkę i przykładając następną - to też nie. 
I tak minęło pół godziny, kiedy znalazłam zestaw idealny. Biała koszula ze złotymi wstawkami, czarne, długie rurki i wygodne buty w takim samym kolorze. Do tego złoty zegarek, kolczyki, naszyjnik i byłam gotowa do wyjścia. Zeszłam na dół i usiadłam w kuchni, popijając sok. 
- No no, siostra, ale się wystroiłaś - zaczął śmiać się Sergio. 
- A to źle? - zapytałam z uśmiechem. 
- Nie, nie, nie dziwię się Torresowi, że mu się podobasz - powiedział, po czym szybko zakrył dłonią usta - ups, chyba miałem tego nie mówić.
- Zaraz zaraz, co? - wstałam z krzesełka i podeszłam do niego bliżej - powtórz to jeszcze raz, wolniej. 
- Noo - westchnął - skoro już to zrobiłem, to chyba mogę ponownie,  podobasz się Torresowi. 
W duchu skakałam ze szczęścia i byłam tak bardzo zadowolona, że chciałam piszczeć i krzyczeć z radości, ale nie mogłam. Chciałam udać, że wcale mnie to nie obchodziło. 
- Mhm - mruknęłam - muszę iść niedługo. 
- Odprowadzić cię? - zapytał z troską mój brat. 
- Nie trzeba, pójdę sama - uśmiechnęłam się i poszłam założyć kurtkę. 

xxx

O 19 wyszłam z domu i udałam się w stronę parku, przed którego wejściem miałam spotkać się z Fernando. Kiedy byłam już przed wielką, metalową bramą spojrzałam na zegarek - jeszcze pół godziny. Nie przewidziałam, że droga zajmie mi tak mało czasu. Oparłam się więc o murek i czekałam, kiedy zobaczyłam w oddali sylwetkę jakiegoś człowieka. Myślałam, że to Fer, ale myliłam się. Był to jakiś wielki, łysy facet, ubrany w czarną skórę i długie spodnie. Miał wzrok prawdziwego złoczyńcy. Szedł w moją stronę, więc myślałam, że chce przejść przez park, ale pomyliłam się. Podszedł do mnie i zakrył mi usta dłonią, drugą ręką chwycił moje ręce i przytrzymał je na moich plecach. Chciałam krzyczeć, wyrywać się walczyć, ale byłam bezsilna i jedyne co mogłam zrobić to czekać aż mnie udusi, zgwałci, albo zrobi coś jeszcze gorszego. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach jak dwa rwące strumienie. 
- Nie płacz już - powiedział mężczyzna - zaraz będzie po sprawie. 
Związał mi ręce sznurem, który wyjął z kieszeni i zaczął wkładać rękę pod moją koszulę. Chciałam go kopnąć, ale bezskutecznie. Wtedy zobaczyłam, że w naszą stronę biegnie Torres. 
- Zostaw ją! - krzyknął i uderzył łysego w twarz z pięści tak mocno, że ten mimo swojej postury zatoczył się w tył. Kiedy odwiązał mi ręce, natychmiast uciekłam i liczyłam na to, że Fer wyjdzie z tego cało. Niestety, Wielki podniósł się i oddał Nando dwa razy mocniej. Kiedy zobaczyłam, jak jego pięść spotyka się z twarzą piłkarza aż podskoczyłam w miejscu.
- I tak cię kiedyś dorwę, skurwielu - podnosząc się krzyknął za facetem, który pobiegł w stronę parku. Przerażona i zapłakana podbiegłam do Fernando i przytuliłam go, tak po prostu. Kiedy poczułam jego ciepłe dłonie na plecach, poczułam się bezpieczniej. 
- Jeju, tak się o ciebie martwiłam - powiedziałam ocierając łzy. 
- Nic ci nie zrobił? Jesteś cała? - zapytał zmartwiony i przyjrzał się mojej twarzy. 
- Dotykał mnie - popłakałam się bardziej - ale ty...
- Nic mi nie będzie, chodźmy już stąd - powiedział i objął mnie ramieniem, ruszając w stronę bardziej oświetlonej części miasta.
- O nie, najpierw idziemy do lekarza, musi cię zbadać - zaprotestowałam i zawróciłam w stronę najbliższej kliniki. 
- No dobrze, chodź.
Droga zajęła nam może z 10 minut. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Fer udał się na badania a ja siedziałam na plastikowym krzesełku i czekałam, aż się skończą. Po kilkudziesięciu minutach otworzyły się drzwi do gabinetu doktora, i wyszedł z niego uśmiechnięty Torres.
- Nic poważnego - spojrzał na mnie - tylko jeden plasterek i po sprawie. 
- To dobrze - również się uśmiechnęłam i poczułam, jak strasznie mi ulżyło. Bałam się, że przeze mnie mógł zostać poważnie pobity, ale na całe szczęście tak nie było. 
- To co, idziemy na tą kawę? - zapytał Nando. 
Spojrzałam na niego i pokiwałam głową. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Szczerze mówiąc po tym co usłyszałam od Sergio trochę się krępowałam być tak sam na sam z Fer, ale przecież poświęcił swoje życie dla mnie. Poza tym zrozumiałam coś - ja też jestem w nim zakochana.

xxx

Od autorki:
Witam na ostatnim rozdziale w tym roku (no co ty). Szczerze mówiąc, to chyba jestem z niego zadowolona, ale ostateczną opinię pozostawiam Wam. Mam nadzieję, że nie zawiodłam i dwójeczka się spodoba. A no i chciałabym Wam życzyć SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2015. I żeby dla naszych ukochanych piłkarzy był jeszcze lepszy, o tak. ♥
Pozdrawiam, ściskam i trzymajcie się! :)

PS Iza - cieszę się, że wybaczyłaś mi ostatnią część. :)))



FRTHREE%#Y, kochany. ♥

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział pierwszy - [...] Tak się składa, że jestem Twoją siostrą.

Przyleciałam już do Hiszpanii. Stałam właśnie przed wielkimi, drewnianymi drzwiami całkiem nowoczesnej willi i wzięłam trzy głębokie oddechy. Moje serce waliło tak mocno, jakby miało wyskoczyć z piersi. Stałam teraz prawdopodobnie przed drzwiami mojego rodzonego brata. Piąty już raz chciałam zapukać, ale za każdym razem cofałam swoją rękę myśląc o tym, co się może zaraz stać. A jeśli mnie nie pozna? A jeśli już tutaj nie mieszka? A jeśli weźmie mnie za wariatkę? Nie miałam pojęcia, jaka będzie jego pierwsza reakcja. W końcu zauważyłam, że ktoś ciągnie za klamkę. Chciałam uciec, ale bezskutecznie. Poślizgnęłam się na schodach i wywinęłam fikołka, nieźle się przy tym tłucząc, co zapewne musiało wyglądać przekomicznie. 
- Nic ci nie jest? - zapytał niski, męski głos z troską. Obróciłam głowę w stronę jego źródła, i zauważyłam całkiem przystojnego mężczyznę, wyciągającego rękę w moją stronę. Chwyciłam ją, podniosłam swoje cztery litery z ziemi i otrzepałam się. 
- Nie, przepraszam - uśmiechnęłam się i puściłam jego dłoń. 
- Tak w zasadzie, kim Ty jesteś? - zapytał mężczyzna a ja długo analizowałam jego pytanie. W końcu zniecierpliwiony pomachał ręką przed moimi oczami jakby chciał upewnić się, czy aby na pewno nadal kontaktuję ze światem. 
- To taka śmieszna sprawa, bo wiesz, tak się składa, że jestem Twoją siostrą - zaśmiałam się nerwowo, czekając na jego reakcję. Ten popatrzył się na mnie, dokładnie lustrując mnie od stóp do głów, po czym zamknął mnie w uścisku swoich umięśnionych rąk. To wszystko? Nawet nie chce się upewnić? Przytula mnie i już? 
- Blanca, jak się cieszę, że się odnalazłaś - krzyknął z radością. Czyli wie, jak mam na imię? Trochę głupio, bo ja nie znam jego imienia. Brawo, Blan, nie wiesz jak ma na imię twój brat, jaka z ciebie idealna siostra!
- Udusisz mnie zaraz, ty, no, ehm.. - zacięłam się. Boże, jaka ja jestem głupia...
- Sergio, jakbyś nie wiedziała, to Sergio Ramos- zaśmiał się - na prawdę nie znasz imienia swojego własnego brata?
- Tak jakby do wczoraj nie wiedziałam, że w ogóle istniejesz...
- A ja wiedziałem - powiedział dumnie. 
- Jak to? Ty o mnie wiedziałeś a ja o tobie nie? 
- Chodź, wejdziemy do środka i porozmawiamy na spokojnie - uśmiechnął się nikle i wszedł po schodach za mną, pilnując, żebym się znowu nie poturbowała.

xxx

Siedziałam w salonie, na białej, skórzanej sofie i podziwiałam właśnie wnętrze domu mojego brata, który - jak już się dowiedziałam - mieszkał sam. Muszę przyznać, że jako facet ma całkiem niezły gust i zdecydowanie dobrze radzi sobie w kwestii urządzania wnętrz.
- Blan, nie chcesz czegoś do picia? - zapytał mężczyzna.
- Nie, dziękuję, wolałabym porozmawiać - odparłam, wyłamując nerwowo palce. 
- No więc - usiadł obok mnie, stawiając na stole szklankę soku dla siebie - jak się tu znalazłaś? 
- Jak pewnie wiesz, wczoraj zmarła nasza mama - spojrzałam na niego - no i tak się zdaje, że w jej testamencie zapisane było, że mam brata. Nie było tam Twojego imienia tylko adres, więc postanowiłam, że za wszelką cenę przyjadę i Cię w końcu poznam. No i jak sobie postanowiłam, tak też zrobiłam - nabrałam powietrza do płuc, bo wszystko mówiłam na jednym wdechu - a ty, tak w zasadzie, skąd o mnie wiesz?
- Wiedziałem o tobie, bo mama opowiadała mi całkiem sporo - uśmiechnął się - że mam wspaniałą siostrę, Blancę, i w sumie miała rację . 
- Kiedy ona ci to wszystko opowiadała? - zaciekawiłam się. 
- Często ze mną rozmawiała, przez telefon, więc wiedziałem. Też chciałem cię odnaleźć, ale jak widać, wyprzedziłaś mnie trochę. 
- Dobra, to dla mnie zdecydowanie zbytnio skomplikowane, ale w  każdym bądź razie cieszę się, że cię odnalazłam i nawet nie wiesz, jak bardzo. 
- I tak to ja cieszę się bardziej - uśmiechnął się i przytulił mnie mocno. Siedziałam i rozmawiałam z bratem jeszcze przez kilka dobrych godzin, opowiedzieliśmy o sobie wzajemnie, pośmialiśmy się, nie spodziewałam się w sumie, że zżyję się z nim tak w jeden dzień...
- Będę już musiała wracać do domu... - zmartwiona spojrzałam na zegarek, którego wskazówki wskazywały godzinę 20:00.
- Gdzie mieszkasz, może cię podwiozę? - zaoferował Sergio. 
- To raczej niemożliwe. Przyjechałam z Anglii. 
- Przejechałaś tyle kilometrów, żeby się ze mną spotkać? To kochane, ale wiesz, że teraz cię nie wypuszczę. Od dzisiaj oficjalnie mieszkasz ze mną. 
- Ale ja nie chcę się narzucać, Serguś - uśmiechnęłam się - poza tym, wszystkie moje rzeczy zostały w Londynie...
- Oj proszę - udał smutnego - zrób to dla brata, kupimy ci nowe rzeczy. 
- Muszę? 
- Musisz. 
- No to niech Ci będzie, zostanę tutaj z tobą, jesteś teraz zadowolony? 
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - ponownie wyszczerzył się pan Ramos i uścisnął mnie - wybierz sobie, gdzie chcesz pokój a ja zrobię kolację, bo na pewno jesteś głodna.
- Ojej, no dobrze - uśmiechnęłam się - jakbyś powiedział, że gotujesz, to bez wahania powiedziałabym, że zostanę - zaśmiałam się i wyruszyłam na poszukiwanie pomieszczenia dla mnie. Weszłam na piętro i znalazłam idealny pokój. Średniej wielkości, z białymi ścianami, ciemno drewnianą podłogą i na poddaszu, ze spadem w dół. Już wyobrażałam sobie, jak uroczo będzie wyglądał, kiedy go sobie urządzę. Poczułam na ramieniu czyjąś rękę, odwróciłam głowę i zobaczyłam twarz brata. 
- To bierzesz ten? - zapytał - dobry wybór, i tak nie miałem na niego pomysłu. i stał taki pusty...
- Tak, jest idealny. 
- Dobrze więc, jutro pojedziemy po meble, a dziś możesz spać w moim łóżku. Ja prześpię się na kanapie.
- O nie, to ja jestem gościem więc to ja pójdę spać na kanapie - tupnęłam nogą - ty śpisz w łóżku, nie masz odwrotu. 
- Ale... - zaczął Sergio, ale ja przerwałam mu w połowie zdania. 
- Nie ma żadnego ale, tak będzie i już - uśmiechnęłam się i zeszłam po schodach. Zaraz za mną włóczył się mój brat, który pobiegł do kuchni, bo właśnie paliła się jego pieczeń.
- Ja to naprawię, poczekaj, zobaczysz - krzyczał zakłopotany miotając się po kuchni w poszukiwaniu rękawicy. A ja - jak na prawdziwą siostrę przystało - stałam i przyglądałam się temu wszystkiemu składając się ze śmiechu. Kiedy w końcu znalazł tą swoją rękawicę, wyjął lekko zwęgloną pieczeń z piekarnika i próbował ją odratować, dmuchając na nią i machając przy niej rękoma, co wyglądało z pewnością jeszcze bardziej śmiesznie, niż ja wywijająca fikołki na schodach. 
- Nie wygląda najgorzej - spojrzałam na prawie czarne mięso i uśmiechnęłam się jak najbardziej przekonująco potrafiłam. Po kolacji, która pomimo tego, że prawie skończyła jako popiół, była dobra, siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy film. W sumie nie, nie oszukujmy się, nikt go nie oglądał. Od dobrej godziny rzucaliśmy popcornem w górę i próbowaliśmy go łapać. 
- Sergio, pożycz mi jakąś bluzkę, nie mam żadnej piżamy - powiedziałam po tym, jak nie chciało mi się już bawić.
- Idź do mojej sypialni, w szafie na drugiej półce jest ich pełno, wybierz sobie jakąś - uśmiechnął się 
- Dziękuję, jesteś kochany - odwzajemniłam uśmiech, pocałowałam mojego braciszka w policzek i pognałam na górę. Kiedy w końcu znalazłam jego sypialnię (a trochę czasu na tym zeszło) pokierowałam się według jego instrukcji. Otworzyłam szafę i namierzyłam drugą półkę. Chwyciłam pierwszą-lepszą koszulkę i poszłam się w nią przebrać. Była to jego klubowa koszulka, która najwyraźniej już się wysłużyła. Sięgała mi trochę za uda, więc była prawie idealna. Pod nią miałam krótkie spodenki, w których przyjechałam. Zamknęłam drzwi od sypialni, poskładałam swoje rzeczy i rzuciłam je na podłogę w moim przyszłym pokoju. Wracając do salonu usłyszałam, że Sergio już nie siedzi sam. Oprócz jego głosu odróżniłam jeszcze jeden inny, bardziej ciepły i przyjazny. Wychyliłam się zza futryny i oczywiście, jak to ja, musiałam się upokorzyć. Wychyliłam się trochę za mocno i padłam jak długa w przedpokoju. Podłoga 1:0 Blanca. 
Jak gdyby nigdy nic szybko wstałam, ponownie tego dnia otrzepałam się i pewnym krokiem z uśmiechem na twarzy ruszyłam do salonu. Usiadłam na kanapie obok Sergio, lekko speszona jego gościem.
- Twoja nowa dziewczyna? - uśmiechnął się, po czym odwrócił głowę w stronę mojego braciszka.
- Nie, moja siostra - powiedział dumnie Sergio i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie - mieszka tu od dzisiaj. 
- Ała, miażdzysz mnie, idioto! - krzyknęłam po czym spojrzałam na niego z wyrzutem- jesteś okropny. 
- O nie, Blanuś, przepraszam - powiedział, potargał mi włosy i poluźnił uścisk- tak w ogóle, Blanca-Fernando, Fernando-Blanca. 
- Miło mi Cię poznać, Blanco - Fer wstał, uścisnął delikatnie moją drzącą dłoń i uśmiechnął się. Myślałam, że zaraz zemdleję, obudzę się z cudownego snu albo zamienię się w ciesz i rozpłynę się po pokoju. Ale jednak tak się nie stało, na całe szczęście. Siedziałam przed Fernando Torresem, najlepszym przyjacielem mojego brata i właścicielem najpiękniejszych oczu na świecie.

xxx

Było już tak późno, że potwornie chciało mi się spać. Rozejrzałam się sennym wzrokiem po pokoju, ostatni raz ciesząc oko Torresem (no przecież wcale mi się nie spodobał) i zasnęłam oparta na ramieniu Sera. Po pięciogodzinnym śnie obudziłam się w wielkim łóżku, które wydawało mi się znajome (pewnie dlatego, że to była sypialnia, w której szukałam koszulki) i byłam przykryta delikatną, białą kołdrą, która była tak miękka, że bez problemu mogłaby służyć jako kokon w którym przesiedziałabym resztę życia. Usiadłam, oparłam się o ramę łóżka i rozejrzałam się. Byłam zupełnie sama w wielkim pokoju. Mówiłam bratu, że ja śpię na kanapie, ale najwyraźniej postanowił postawić na swoim. Przerzuciłam nogi na drugą stronę łóżka i wsunęłam stopy w kapcie. Potem udałam się do wyjścia z pokoju, schodami na dół aż w końcu znalazłam się w salonie. O dziwo nic sobie po drodze nie zrobiłam. Podłoga 1:1 Blanca. Zobaczyłam, że na kanapie leży mój śpiący słodko brat, więc pomyślałam, że szkoda byłoby, gdyby ktoś mu ten sen przerwał... Podeszłam do niego cicho na palcach, stanęłam nad nim, nachyliłam się nad jego uchem i wrzasnęłam: 
- WSTAWAJ!!!
Zdezorientowany, wystraszony i zaskoczony Sergio zerwał się na równie nogi i widać było, jak bardzo się wystraszył. Usiadł na sofie, teatralnie łapiąc się za serce, spojrzał się na mnie mrużąć oczy i zarzucił mi, że chciałam go zabić.
- Ja? W życiu, przecież jesteś moim ukochanym braciszkiem - powiedziałam i wytknęłam w jego stronę język. On tylko siedział i nadal się patrzył. Podniósł się powoli i chwycił jedną z bliżej leżących poduszek, więc ja powtórzyłam jego ruchy. Teraz mogłaby polecieć ta muzyczka z westernów, a między nami przetoczyłby się ten suchy krzaczek, który pojawia się zawsze przed walką kowbojów. Sergio nie wytrzymał i zrobił pierwszy ruch. Zamachnął się poduszką na moje biodro, w całym pokoju rozsypało się pierze. To był początek wojny, jeszcze nie wiedział, że mógł wtargnąć się na swoje życie. Ze mną się nie zaczyna. Nigdy.

xxx

Od autorki: 
Rozdział króciutki, chciałam napisać dłuższy, robiłam kilka poprawek ale wyszło jak wyszło. Następny zapewne dodam, jak go napiszę, co prawdopodobnie do nowego roku powinnam zrobić. To w sumie moje trzecie opowiadanie i zapowiada się na to, że całkiem je polubię. Wszystkie strony będę edytować za dwa/trzy dni, zwiastun też zrobię w tym czasie (a może nawet dziś, nie wiem). Rozdział chciałam oczywiście dedykować Marysi, która jest tak samo pechowa jak Blan.. XD ♥
Jeszcze raz Wesołych Świąt i udanego Sylwestra, trzymajcie się i do następnego. :) 
EDIT:
Tak, Blanca nazywa Sergio 'Ser', bo jakoś mi tak pasuje, he. 





wtorek, 23 grudnia 2014

Prolog.


Z reguły moje dzieciństwo było udane, chociaż nie zapowiadało się za ciekawie. Kiedy miałam 3 lata, mój ojciec wyjechał i nie wrócił. Zostałyśmy więc tylko ja i mama, co w sumie z czasem mi kompletnie nie przeszkadzało. Była moją jedyną, bliską sercu osobą. Potem, kiedy byłam sporo starsza coś zaczęło się psuć, to w sumie było można od razu zauważyć. Zamiast codziennego spędzania czasu razem, kłóciłyśmy się często, któregoś dnia mama była taka zdenerwowana, że trafiła do szpitala i wyszła z niego w bardzo słabym stanie. Potem jej zdrowie zaczęło się pogarszać jeszcze bardziej, aż do momentu jej śmierci. Umarła dokładnie wczoraj, co pomimo wszystkich kłótni było dla mnie ogromnym ciosem prosto w serce. Ale to, co wyczytałam w liście od niej było jeszcze większym. Przez całe dzieciństwo wmawiano mi, że jestem jedynaczką. A czego się dowiedziałam? Mam brata, starszego o 8 lat, który mieszka w Hiszpanii i jest piłkarzem. Zaintrygowało mnie to i nagle obudziło się we mnie coś, co kazało mi go znaleźć. Na całe szczęście mama zapisała w liście jego adres, więc miałam ułatwione zadanie. Ale co z tego, że go znalazłam, skoro to, co działo się potem przechodziło moje wszelkie oczekiwania...

xxx

Od autorki:
Witam Was serdecznie w ten wtorkowy (u mnie zimny) wieczór! :)
Chciałabym Wam podarować jako taki przedświąteczny prezent prolog nowego opowiadania, które (jak pisałam już w notce wstępnej) postaram się napisać od początku do końca bez zawieszeń.
Wygląd bloga został troszkę zmieniony i uważam, że ten szablon wygląda lepiej niż poprzedni.

Mam nadzieję, że te wypociny Wam się spodobają i będziecie mi wiernie towarzyszyć do końca.
Pozdrawiam&ściskam i miłego wieczoru! :D ♥



Patrzcie jaki cudowny, Boże.


poniedziałek, 22 grudnia 2014

UWAGA UWAGA!

Z tej strony kłania się autorka bloga, i ku mojemu własnemu zaskoczeniu - szablonu.
Tak, robiłam go sama i za wszelkie niedociągnięcia najmocniej przepraszam, ale jak na pierwszy raz nie wyszło najgorzej..
Ale nie o tym chciałam teraz pisać.
Informuję Was, że prolog rozdział tutaj pojawi się prawdopodobnie niedługo, i mam zamiar sprawić, żeby to opowiadanie nie poleciało do śmieci, jak 132455434 poprzednich, które zaczęłam, zawiesiłam i usunęłam. :/
Także mam nadzieję, że trochę się Was tutaj zbierze i będziecie dzielnie czekać na nowe rozdziały.
Pozdrawiam. :*