środa, 24 grudnia 2014

Rozdział pierwszy - [...] Tak się składa, że jestem Twoją siostrą.

Przyleciałam już do Hiszpanii. Stałam właśnie przed wielkimi, drewnianymi drzwiami całkiem nowoczesnej willi i wzięłam trzy głębokie oddechy. Moje serce waliło tak mocno, jakby miało wyskoczyć z piersi. Stałam teraz prawdopodobnie przed drzwiami mojego rodzonego brata. Piąty już raz chciałam zapukać, ale za każdym razem cofałam swoją rękę myśląc o tym, co się może zaraz stać. A jeśli mnie nie pozna? A jeśli już tutaj nie mieszka? A jeśli weźmie mnie za wariatkę? Nie miałam pojęcia, jaka będzie jego pierwsza reakcja. W końcu zauważyłam, że ktoś ciągnie za klamkę. Chciałam uciec, ale bezskutecznie. Poślizgnęłam się na schodach i wywinęłam fikołka, nieźle się przy tym tłucząc, co zapewne musiało wyglądać przekomicznie. 
- Nic ci nie jest? - zapytał niski, męski głos z troską. Obróciłam głowę w stronę jego źródła, i zauważyłam całkiem przystojnego mężczyznę, wyciągającego rękę w moją stronę. Chwyciłam ją, podniosłam swoje cztery litery z ziemi i otrzepałam się. 
- Nie, przepraszam - uśmiechnęłam się i puściłam jego dłoń. 
- Tak w zasadzie, kim Ty jesteś? - zapytał mężczyzna a ja długo analizowałam jego pytanie. W końcu zniecierpliwiony pomachał ręką przed moimi oczami jakby chciał upewnić się, czy aby na pewno nadal kontaktuję ze światem. 
- To taka śmieszna sprawa, bo wiesz, tak się składa, że jestem Twoją siostrą - zaśmiałam się nerwowo, czekając na jego reakcję. Ten popatrzył się na mnie, dokładnie lustrując mnie od stóp do głów, po czym zamknął mnie w uścisku swoich umięśnionych rąk. To wszystko? Nawet nie chce się upewnić? Przytula mnie i już? 
- Blanca, jak się cieszę, że się odnalazłaś - krzyknął z radością. Czyli wie, jak mam na imię? Trochę głupio, bo ja nie znam jego imienia. Brawo, Blan, nie wiesz jak ma na imię twój brat, jaka z ciebie idealna siostra!
- Udusisz mnie zaraz, ty, no, ehm.. - zacięłam się. Boże, jaka ja jestem głupia...
- Sergio, jakbyś nie wiedziała, to Sergio Ramos- zaśmiał się - na prawdę nie znasz imienia swojego własnego brata?
- Tak jakby do wczoraj nie wiedziałam, że w ogóle istniejesz...
- A ja wiedziałem - powiedział dumnie. 
- Jak to? Ty o mnie wiedziałeś a ja o tobie nie? 
- Chodź, wejdziemy do środka i porozmawiamy na spokojnie - uśmiechnął się nikle i wszedł po schodach za mną, pilnując, żebym się znowu nie poturbowała.

xxx

Siedziałam w salonie, na białej, skórzanej sofie i podziwiałam właśnie wnętrze domu mojego brata, który - jak już się dowiedziałam - mieszkał sam. Muszę przyznać, że jako facet ma całkiem niezły gust i zdecydowanie dobrze radzi sobie w kwestii urządzania wnętrz.
- Blan, nie chcesz czegoś do picia? - zapytał mężczyzna.
- Nie, dziękuję, wolałabym porozmawiać - odparłam, wyłamując nerwowo palce. 
- No więc - usiadł obok mnie, stawiając na stole szklankę soku dla siebie - jak się tu znalazłaś? 
- Jak pewnie wiesz, wczoraj zmarła nasza mama - spojrzałam na niego - no i tak się zdaje, że w jej testamencie zapisane było, że mam brata. Nie było tam Twojego imienia tylko adres, więc postanowiłam, że za wszelką cenę przyjadę i Cię w końcu poznam. No i jak sobie postanowiłam, tak też zrobiłam - nabrałam powietrza do płuc, bo wszystko mówiłam na jednym wdechu - a ty, tak w zasadzie, skąd o mnie wiesz?
- Wiedziałem o tobie, bo mama opowiadała mi całkiem sporo - uśmiechnął się - że mam wspaniałą siostrę, Blancę, i w sumie miała rację . 
- Kiedy ona ci to wszystko opowiadała? - zaciekawiłam się. 
- Często ze mną rozmawiała, przez telefon, więc wiedziałem. Też chciałem cię odnaleźć, ale jak widać, wyprzedziłaś mnie trochę. 
- Dobra, to dla mnie zdecydowanie zbytnio skomplikowane, ale w  każdym bądź razie cieszę się, że cię odnalazłam i nawet nie wiesz, jak bardzo. 
- I tak to ja cieszę się bardziej - uśmiechnął się i przytulił mnie mocno. Siedziałam i rozmawiałam z bratem jeszcze przez kilka dobrych godzin, opowiedzieliśmy o sobie wzajemnie, pośmialiśmy się, nie spodziewałam się w sumie, że zżyję się z nim tak w jeden dzień...
- Będę już musiała wracać do domu... - zmartwiona spojrzałam na zegarek, którego wskazówki wskazywały godzinę 20:00.
- Gdzie mieszkasz, może cię podwiozę? - zaoferował Sergio. 
- To raczej niemożliwe. Przyjechałam z Anglii. 
- Przejechałaś tyle kilometrów, żeby się ze mną spotkać? To kochane, ale wiesz, że teraz cię nie wypuszczę. Od dzisiaj oficjalnie mieszkasz ze mną. 
- Ale ja nie chcę się narzucać, Serguś - uśmiechnęłam się - poza tym, wszystkie moje rzeczy zostały w Londynie...
- Oj proszę - udał smutnego - zrób to dla brata, kupimy ci nowe rzeczy. 
- Muszę? 
- Musisz. 
- No to niech Ci będzie, zostanę tutaj z tobą, jesteś teraz zadowolony? 
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - ponownie wyszczerzył się pan Ramos i uścisnął mnie - wybierz sobie, gdzie chcesz pokój a ja zrobię kolację, bo na pewno jesteś głodna.
- Ojej, no dobrze - uśmiechnęłam się - jakbyś powiedział, że gotujesz, to bez wahania powiedziałabym, że zostanę - zaśmiałam się i wyruszyłam na poszukiwanie pomieszczenia dla mnie. Weszłam na piętro i znalazłam idealny pokój. Średniej wielkości, z białymi ścianami, ciemno drewnianą podłogą i na poddaszu, ze spadem w dół. Już wyobrażałam sobie, jak uroczo będzie wyglądał, kiedy go sobie urządzę. Poczułam na ramieniu czyjąś rękę, odwróciłam głowę i zobaczyłam twarz brata. 
- To bierzesz ten? - zapytał - dobry wybór, i tak nie miałem na niego pomysłu. i stał taki pusty...
- Tak, jest idealny. 
- Dobrze więc, jutro pojedziemy po meble, a dziś możesz spać w moim łóżku. Ja prześpię się na kanapie.
- O nie, to ja jestem gościem więc to ja pójdę spać na kanapie - tupnęłam nogą - ty śpisz w łóżku, nie masz odwrotu. 
- Ale... - zaczął Sergio, ale ja przerwałam mu w połowie zdania. 
- Nie ma żadnego ale, tak będzie i już - uśmiechnęłam się i zeszłam po schodach. Zaraz za mną włóczył się mój brat, który pobiegł do kuchni, bo właśnie paliła się jego pieczeń.
- Ja to naprawię, poczekaj, zobaczysz - krzyczał zakłopotany miotając się po kuchni w poszukiwaniu rękawicy. A ja - jak na prawdziwą siostrę przystało - stałam i przyglądałam się temu wszystkiemu składając się ze śmiechu. Kiedy w końcu znalazł tą swoją rękawicę, wyjął lekko zwęgloną pieczeń z piekarnika i próbował ją odratować, dmuchając na nią i machając przy niej rękoma, co wyglądało z pewnością jeszcze bardziej śmiesznie, niż ja wywijająca fikołki na schodach. 
- Nie wygląda najgorzej - spojrzałam na prawie czarne mięso i uśmiechnęłam się jak najbardziej przekonująco potrafiłam. Po kolacji, która pomimo tego, że prawie skończyła jako popiół, była dobra, siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy film. W sumie nie, nie oszukujmy się, nikt go nie oglądał. Od dobrej godziny rzucaliśmy popcornem w górę i próbowaliśmy go łapać. 
- Sergio, pożycz mi jakąś bluzkę, nie mam żadnej piżamy - powiedziałam po tym, jak nie chciało mi się już bawić.
- Idź do mojej sypialni, w szafie na drugiej półce jest ich pełno, wybierz sobie jakąś - uśmiechnął się 
- Dziękuję, jesteś kochany - odwzajemniłam uśmiech, pocałowałam mojego braciszka w policzek i pognałam na górę. Kiedy w końcu znalazłam jego sypialnię (a trochę czasu na tym zeszło) pokierowałam się według jego instrukcji. Otworzyłam szafę i namierzyłam drugą półkę. Chwyciłam pierwszą-lepszą koszulkę i poszłam się w nią przebrać. Była to jego klubowa koszulka, która najwyraźniej już się wysłużyła. Sięgała mi trochę za uda, więc była prawie idealna. Pod nią miałam krótkie spodenki, w których przyjechałam. Zamknęłam drzwi od sypialni, poskładałam swoje rzeczy i rzuciłam je na podłogę w moim przyszłym pokoju. Wracając do salonu usłyszałam, że Sergio już nie siedzi sam. Oprócz jego głosu odróżniłam jeszcze jeden inny, bardziej ciepły i przyjazny. Wychyliłam się zza futryny i oczywiście, jak to ja, musiałam się upokorzyć. Wychyliłam się trochę za mocno i padłam jak długa w przedpokoju. Podłoga 1:0 Blanca. 
Jak gdyby nigdy nic szybko wstałam, ponownie tego dnia otrzepałam się i pewnym krokiem z uśmiechem na twarzy ruszyłam do salonu. Usiadłam na kanapie obok Sergio, lekko speszona jego gościem.
- Twoja nowa dziewczyna? - uśmiechnął się, po czym odwrócił głowę w stronę mojego braciszka.
- Nie, moja siostra - powiedział dumnie Sergio i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie - mieszka tu od dzisiaj. 
- Ała, miażdzysz mnie, idioto! - krzyknęłam po czym spojrzałam na niego z wyrzutem- jesteś okropny. 
- O nie, Blanuś, przepraszam - powiedział, potargał mi włosy i poluźnił uścisk- tak w ogóle, Blanca-Fernando, Fernando-Blanca. 
- Miło mi Cię poznać, Blanco - Fer wstał, uścisnął delikatnie moją drzącą dłoń i uśmiechnął się. Myślałam, że zaraz zemdleję, obudzę się z cudownego snu albo zamienię się w ciesz i rozpłynę się po pokoju. Ale jednak tak się nie stało, na całe szczęście. Siedziałam przed Fernando Torresem, najlepszym przyjacielem mojego brata i właścicielem najpiękniejszych oczu na świecie.

xxx

Było już tak późno, że potwornie chciało mi się spać. Rozejrzałam się sennym wzrokiem po pokoju, ostatni raz ciesząc oko Torresem (no przecież wcale mi się nie spodobał) i zasnęłam oparta na ramieniu Sera. Po pięciogodzinnym śnie obudziłam się w wielkim łóżku, które wydawało mi się znajome (pewnie dlatego, że to była sypialnia, w której szukałam koszulki) i byłam przykryta delikatną, białą kołdrą, która była tak miękka, że bez problemu mogłaby służyć jako kokon w którym przesiedziałabym resztę życia. Usiadłam, oparłam się o ramę łóżka i rozejrzałam się. Byłam zupełnie sama w wielkim pokoju. Mówiłam bratu, że ja śpię na kanapie, ale najwyraźniej postanowił postawić na swoim. Przerzuciłam nogi na drugą stronę łóżka i wsunęłam stopy w kapcie. Potem udałam się do wyjścia z pokoju, schodami na dół aż w końcu znalazłam się w salonie. O dziwo nic sobie po drodze nie zrobiłam. Podłoga 1:1 Blanca. Zobaczyłam, że na kanapie leży mój śpiący słodko brat, więc pomyślałam, że szkoda byłoby, gdyby ktoś mu ten sen przerwał... Podeszłam do niego cicho na palcach, stanęłam nad nim, nachyliłam się nad jego uchem i wrzasnęłam: 
- WSTAWAJ!!!
Zdezorientowany, wystraszony i zaskoczony Sergio zerwał się na równie nogi i widać było, jak bardzo się wystraszył. Usiadł na sofie, teatralnie łapiąc się za serce, spojrzał się na mnie mrużąć oczy i zarzucił mi, że chciałam go zabić.
- Ja? W życiu, przecież jesteś moim ukochanym braciszkiem - powiedziałam i wytknęłam w jego stronę język. On tylko siedział i nadal się patrzył. Podniósł się powoli i chwycił jedną z bliżej leżących poduszek, więc ja powtórzyłam jego ruchy. Teraz mogłaby polecieć ta muzyczka z westernów, a między nami przetoczyłby się ten suchy krzaczek, który pojawia się zawsze przed walką kowbojów. Sergio nie wytrzymał i zrobił pierwszy ruch. Zamachnął się poduszką na moje biodro, w całym pokoju rozsypało się pierze. To był początek wojny, jeszcze nie wiedział, że mógł wtargnąć się na swoje życie. Ze mną się nie zaczyna. Nigdy.

xxx

Od autorki: 
Rozdział króciutki, chciałam napisać dłuższy, robiłam kilka poprawek ale wyszło jak wyszło. Następny zapewne dodam, jak go napiszę, co prawdopodobnie do nowego roku powinnam zrobić. To w sumie moje trzecie opowiadanie i zapowiada się na to, że całkiem je polubię. Wszystkie strony będę edytować za dwa/trzy dni, zwiastun też zrobię w tym czasie (a może nawet dziś, nie wiem). Rozdział chciałam oczywiście dedykować Marysi, która jest tak samo pechowa jak Blan.. XD ♥
Jeszcze raz Wesołych Świąt i udanego Sylwestra, trzymajcie się i do następnego. :) 
EDIT:
Tak, Blanca nazywa Sergio 'Ser', bo jakoś mi tak pasuje, he. 





6 komentarzy:

  1. Dziękuję! XD :**
    Jest supi,ssupi ^^
    Czekam na kolejny :3
    Miłego tworzenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nie ma za co. <3
      Cieszę się, że się podoba, pechowcu.
      Uważaj na siebie dziś + dziękuję. :D <3

      Usuń
  2. Kocham kocham kocham
    Sergio i Fernando *.* idealnie
    A w dodatku tak cudnie piszesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, strasznie dziękuję! <3
      Cieszę się bardzo bardzo, że się podoba. :)

      Usuń
  3. Fernando mhmm ;3
    świetny rozdział :D
    Czekam na kolejny XD

    OdpowiedzUsuń