środa, 31 grudnia 2014

Rozdział drugi - Ups, chyba miałem tego nie mówić.

Po zakończonej wojnie na poduszki werdykt był jednoznaczny - wygrałam ja, bo Sergio się poddał. Przegrany musiał więc posprzątać wszystko, co zostało po poduszkach. Usiadłam na oparciu kanapy i przyglądałam się, jak mój brat pierwszy raz odkąd u niego mieszkam sprząta. Chciałam mu pomóc, ale w sumie porażka to porażka. Kiedy już skończył sprzątać, a wszystkie piórka leżały w woreczku, wstał z podłogi, westchnął i podał mi go.
- Jesteś już zadowolona? - zapytał i spojrzał na mnie, widać było, że się troszkę namęczył. 
- No możemy tak powiedzieć - uśmiechnęłam się - pamiętaj, żeby następnym razem ze mną nie zaczynać, to nie będziesz musiał sprzątać znowu. 
- Jeny, Blan, nawet nie mam takiego zamiaru. 
- No i dobrze - odłożyłam woreczek z piórkami gdzieś na półkę - głodny? 
- No trochę - odpowiedział szybko i poklepał się po brzuchu. 
- To usiądź tu i poczekaj, ja zrobię śniadanie - zaśmiałam się i poszłam do kuchni. Postanowiłam zrobić naleśniki. Chwyciłam więc fartuszek, założyłam go i przewiązałam w pasie, aby nie pobrudzić swoich ubrań. Sięgnęłam do górnej szafki po miskę i z lekkim trudem spowodowanym moim niskim wzrostem, wyjęłam ją. Po wymieszaniu w misce wszystkich produktów i wymieszaniu ich, wylałam ciasto na patelnię i czekałam, aż się zarumienią. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, więc wytarłam ręce w fartuch i poszłam otworzyć. Kiedy pociągnęłam za klamkę, ujrzałam twarz wesołego Torresa. 
- Dzień dobry, kuchareczko - zaśmiał się - jest może Sergio w domu? 
- A no jest, siedzi w salonie, wejdź - skinęłam głową w stronę korytarza. Nando grzecznie ściągnął buty i poszedł do brata, ja natomiast powróciłam do kuchni. Przerzuciłam naleśnika na drugą stronę. Z następnymi ośmioma zrobiłam to samo. Potem do wszystkich powkładałam owoce, a na wierzch dodałam odrobinę bitej śmietany i cukru, mogłoby być tego więcej, ale przecież Sergio musi dbać o formę. Zaniosłam je na stół do salonu, obok położyłam dwa talerze i dwa widelce. 
- Smacznego - powiedziałam, i chciałam wyjść, ae zatrzymał mnie brat.
- A ty nie jesz? - zapytał - przydałoby ci się, jesteś strasznie chuda. 
- Nie, Sergio, nie jestem głodna - odwróciłam się - wy sobie jedzcie, ja idę do siebie. 
Wskoczyłam jeszcze na chwilkę do kuchni, żeby odwiesić fartuszek na swoje miejsce, potem weszłam po schodach do swojego sanktuarium. 

xxx

Od dobrych dwóch godzin robiłam porządki w moim pokoju, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. 
- Mogę wejść? - zapytał Fer. 
- Tak, oczywiście - odpowiedziałam i szybko zgarnęłam nogą brudne ubrania pod łóżko. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Torres, ze wzrokiem spuszczonym w dół.
- Przyszedłem się pożegnać i powiedzieć, że naleśniki były pyszne - uśmiechnął się. 
- Dziękuję, miło mi - odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam w jego stronę dłoń - to cześć.
- Pa - uścisnął moją dłoń, wsuwając w nią kawałek kartki. Kiedy już wyszedł, usiadłam na łóżku i odwinęłam ostrożnie papier. Był tam numer telefonu, uśmieszek i podpis Nando. Uśmiechnęłam się do siebie i szybko udałam się na poszukiwania telefonu. Zbiegałam właśnie po schodach, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam i lecę z tym kimś na podłogę. 
- Blan, uważaj jak chodzisz - powiedział Torres, podnosząc się z ziemi i podał mi rękę. 
- Jejku, przepraszam, tak strasznie mi głupio... - powiedziałam lekko zmieszana.
- No już nie przejmuj się tak - podał mi rękę, którą chwyciłam a on podniósł mnie delikatnie i spojrzał mi w oczy uśmiechając się - nadal żyję, a to jest przecież najważniejsze.
Szybko odwróciłam wzrok żeby uniknąć jego spojrzenia, które tak mnie przytłaczało i przez nie robiłam się czerwona jak buraczek. 
- Dobrze, jeju, ale na prawdę strasznie Cię przepraszam - powiedziałam szybko. 
- No to - zaśmiał się - w ramach rekompensaty idziesz ze mną na kawę, dziś wieczorem, nie możesz mi odmówić.
- Ale... - zaczęłam mówić, lecz Fernando postanowił nie dać mi dokończyć. 
- Żadnego ale. Spotykamy się przed wejściem do parku, numer znasz więc będziesz mogła zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, od ciebie zawsze odbiorę - puścił mi oczko, uśmiechnął się, pocałował delikatnie w policzek i wyszedł. 
Stałam oszołomiona, patrząc na drzwi, uśmiechając się do siebie i delikatnie dotykając miejsca, w którym Nando złożył swój pocałunek. Wtedy pojawił się Sergio.
- Coś się stało? Słyszałem straszny huk.
- Nie, Ser, nic się nie stało - spojrzałam na niego - widziałeś może mój telefon?
- Tak, leży w kuchni na blacie. 
- Dziękuję, jesteś wielki - klasnęłam w dłonie i szybko poszłam do kuchni. Spojrzałam na blat - leżał tam. Tak strasznie mi ulżyło. Chwyciłam swój telefon i przytuliłam go. Wszystko to widział mój brat, który stał w wejściu do kuchni i śmiał się ze mnie. 
- Skąd taka nagła miłość do telefonu? - zapytał - jeszcze niedawno uważałaś, że jest cegłą i chciałaś nim ciskać w ścianę. 
- No ale, mój drogi, zmieniłam zdanie. Jednak go uwielbiam - uśmiechnęłam się i pobiegłam do góry. Szybko wystukałam numer Torresa i napisałam mu wiadomość.
"O której przed parkiem? :) /Blan", 
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, już po chwili cały mój pokój wypełnił dźwięk sms'a, 
"Wiedziałem, że napiszesz. :) O 20:00 pasuje?" 
Pomyślałam chwilę, czy aby na pewno chcę iść sama, kiedy jest ciemno, bo strasznie ciemności nie lubię.  Ale w końcu po jakichś 10 minutach włączyłam pole do pisania nowej wiadomości. 
"Czemu nie. To jesteśmy umówieni? :)" 
I znowu, nie minęło kilka sekund a odpowiedź już przyszła. 
"Tak, nie spóźnij się. :)" 
"Nie mam zamiaru." - odpisałam i opadłam na łóżko z uśmiechem na twarzy. Przekręciłam głowę o 30 stopni aby móc spojrzeć na zegarek. Była dopiero 13, więc do wyjścia miałam jeszcze sporo czasu. Poszłam więc na dół i postanowiłam się trochę przed spotkaniem zrelaksować. Usiadłam na fotelu i odpaliłam Fifę, co nie umknęło uwadze Sergio. 
- Gram z tobą! - rzucił się po pada i usiadł naprzeciwko mnie. Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego. 
- Zmiażdżę cię - zaśmiałam się i jako iż byłam graczem numer jeden, wybrałam Real. 
- Ale to niesprawiedliwe, ja chciałem grać Realem. 
- No ale nie zagrasz - uniosłam dumnie głowę. 
- Pff - furknął mój brat - to ja zagram Barceloną, rozegramy sobie Gran Derbi.
- Dobra - uśmiechnęłam się - tylko pamiętaj, co wiąże się z tym, jak polegniesz. 
- No to jako iż jestem bardziej doświadczony dam ci fory i wygrasz. 
- Nie, grasz uczciwie jak zawsze z Fer albo rozsypię pióra i każe ci je sprzątaj jeszcze raz. 
- Dobrze, ale proszę, nie każ mi tego robić od początku - jęknął Sergio - to było okropne. 
Przytaknęłam głową i włączyłam nowy mecz. W pierwszej połowie ja wygrywałam dwoma bramkami, Ser miał jedną. W drugiej połowie dorzuciłam jeszcze trzy bramki i tym sposobem wygrałam. Potem rozegraliśmy jeszcze 8 takich meczów, z czego pięć wygrałam ja. Odłożyłam kontroler i spojrzałam na zegarek - 17. 
- Kończymy na dziś - uśmiechnęłam się - muszę się przygotować do wyjścia.
- Uuu, a z kim wychodzisz? - zapytał mnie brat. Ups, nie przewidziałam tego. Skłamać, czy może powiedzieć prawdę? Prędzej czy później i tak by się dowiedział, a ja nie lubię kłamać. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego. 
- Z Fernando.
Sergio wybałuszył oczy i poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się przy tym dziwnie. 
- I co macie zamiar robić? 
- Jesteś okropny, obiecaj mi, że będziesz grzeczny jak pójdę - szybko zmieniłam temat na inny.
- Dobrze, a ty obiecaj, że będziesz na siebie uważać.
- Obiecuję, Czubku- zaśmiałam się i poszłam na górę do swojego pokoju.
Miałam tak mało czasu na przygotowanie się do wyjścia... Umyłam się więc,  uczesałam włosy w wysoki kucyk i umalowałam się delikatnie. Potem nadszedł czas na najgorszą i najdłużej wykonywaną przeze mnie czynność - dobór ubrań. Stałam przed lusterkiem, przykładając do siebie kolejne wieszaki z ubraniami. 
- Nie - powiedziałam do siebie odrzucając kolejną bluzkę i przykładając następną - to też nie. 
I tak minęło pół godziny, kiedy znalazłam zestaw idealny. Biała koszula ze złotymi wstawkami, czarne, długie rurki i wygodne buty w takim samym kolorze. Do tego złoty zegarek, kolczyki, naszyjnik i byłam gotowa do wyjścia. Zeszłam na dół i usiadłam w kuchni, popijając sok. 
- No no, siostra, ale się wystroiłaś - zaczął śmiać się Sergio. 
- A to źle? - zapytałam z uśmiechem. 
- Nie, nie, nie dziwię się Torresowi, że mu się podobasz - powiedział, po czym szybko zakrył dłonią usta - ups, chyba miałem tego nie mówić.
- Zaraz zaraz, co? - wstałam z krzesełka i podeszłam do niego bliżej - powtórz to jeszcze raz, wolniej. 
- Noo - westchnął - skoro już to zrobiłem, to chyba mogę ponownie,  podobasz się Torresowi. 
W duchu skakałam ze szczęścia i byłam tak bardzo zadowolona, że chciałam piszczeć i krzyczeć z radości, ale nie mogłam. Chciałam udać, że wcale mnie to nie obchodziło. 
- Mhm - mruknęłam - muszę iść niedługo. 
- Odprowadzić cię? - zapytał z troską mój brat. 
- Nie trzeba, pójdę sama - uśmiechnęłam się i poszłam założyć kurtkę. 

xxx

O 19 wyszłam z domu i udałam się w stronę parku, przed którego wejściem miałam spotkać się z Fernando. Kiedy byłam już przed wielką, metalową bramą spojrzałam na zegarek - jeszcze pół godziny. Nie przewidziałam, że droga zajmie mi tak mało czasu. Oparłam się więc o murek i czekałam, kiedy zobaczyłam w oddali sylwetkę jakiegoś człowieka. Myślałam, że to Fer, ale myliłam się. Był to jakiś wielki, łysy facet, ubrany w czarną skórę i długie spodnie. Miał wzrok prawdziwego złoczyńcy. Szedł w moją stronę, więc myślałam, że chce przejść przez park, ale pomyliłam się. Podszedł do mnie i zakrył mi usta dłonią, drugą ręką chwycił moje ręce i przytrzymał je na moich plecach. Chciałam krzyczeć, wyrywać się walczyć, ale byłam bezsilna i jedyne co mogłam zrobić to czekać aż mnie udusi, zgwałci, albo zrobi coś jeszcze gorszego. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach jak dwa rwące strumienie. 
- Nie płacz już - powiedział mężczyzna - zaraz będzie po sprawie. 
Związał mi ręce sznurem, który wyjął z kieszeni i zaczął wkładać rękę pod moją koszulę. Chciałam go kopnąć, ale bezskutecznie. Wtedy zobaczyłam, że w naszą stronę biegnie Torres. 
- Zostaw ją! - krzyknął i uderzył łysego w twarz z pięści tak mocno, że ten mimo swojej postury zatoczył się w tył. Kiedy odwiązał mi ręce, natychmiast uciekłam i liczyłam na to, że Fer wyjdzie z tego cało. Niestety, Wielki podniósł się i oddał Nando dwa razy mocniej. Kiedy zobaczyłam, jak jego pięść spotyka się z twarzą piłkarza aż podskoczyłam w miejscu.
- I tak cię kiedyś dorwę, skurwielu - podnosząc się krzyknął za facetem, który pobiegł w stronę parku. Przerażona i zapłakana podbiegłam do Fernando i przytuliłam go, tak po prostu. Kiedy poczułam jego ciepłe dłonie na plecach, poczułam się bezpieczniej. 
- Jeju, tak się o ciebie martwiłam - powiedziałam ocierając łzy. 
- Nic ci nie zrobił? Jesteś cała? - zapytał zmartwiony i przyjrzał się mojej twarzy. 
- Dotykał mnie - popłakałam się bardziej - ale ty...
- Nic mi nie będzie, chodźmy już stąd - powiedział i objął mnie ramieniem, ruszając w stronę bardziej oświetlonej części miasta.
- O nie, najpierw idziemy do lekarza, musi cię zbadać - zaprotestowałam i zawróciłam w stronę najbliższej kliniki. 
- No dobrze, chodź.
Droga zajęła nam może z 10 minut. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Fer udał się na badania a ja siedziałam na plastikowym krzesełku i czekałam, aż się skończą. Po kilkudziesięciu minutach otworzyły się drzwi do gabinetu doktora, i wyszedł z niego uśmiechnięty Torres.
- Nic poważnego - spojrzał na mnie - tylko jeden plasterek i po sprawie. 
- To dobrze - również się uśmiechnęłam i poczułam, jak strasznie mi ulżyło. Bałam się, że przeze mnie mógł zostać poważnie pobity, ale na całe szczęście tak nie było. 
- To co, idziemy na tą kawę? - zapytał Nando. 
Spojrzałam na niego i pokiwałam głową. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Szczerze mówiąc po tym co usłyszałam od Sergio trochę się krępowałam być tak sam na sam z Fer, ale przecież poświęcił swoje życie dla mnie. Poza tym zrozumiałam coś - ja też jestem w nim zakochana.

xxx

Od autorki:
Witam na ostatnim rozdziale w tym roku (no co ty). Szczerze mówiąc, to chyba jestem z niego zadowolona, ale ostateczną opinię pozostawiam Wam. Mam nadzieję, że nie zawiodłam i dwójeczka się spodoba. A no i chciałabym Wam życzyć SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2015. I żeby dla naszych ukochanych piłkarzy był jeszcze lepszy, o tak. ♥
Pozdrawiam, ściskam i trzymajcie się! :)

PS Iza - cieszę się, że wybaczyłaś mi ostatnią część. :)))



FRTHREE%#Y, kochany. ♥

5 komentarzy:

  1. Hahahaha śmiać mi się chciało jak przeczytałam ostatnie zdanie od Ciebie haha XD masz moje przebaczenie ok
    Rozdział jest cudny, dobrze o tym wiesz
    Fernando taki bohater awwwwww
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no muszę Ci dziękować, w końcu ostrzyłaś noże ok.. :)))))
      Dziękuję bardzo, bardzo. ♥
      Pozdrawiam również. :*

      Usuń
  2. No raczej że jest świetny. :D
    Och.. <3

    OdpowiedzUsuń